przetestowałem skrypt powiadamiający o nowościach, przynajmniej jeden z nich, no, i .. nie działał. posłalem dzisiaj szkic wpisu i najprawdopodobniej do Twojej skrzynki nic nie przyszło. ciekawe, czy to przejdzie – za wkrótce się dowiem, i jesli trzeba, będę naprawiać dalej!
Archiwa kategorii: Uncategorized
Cud perwersji
(wersja ulepszona, jeszcze nie ostateczna)
Zazwyczaj, kiedy mówimy o cudzie, nasze myśli biegną do pozytywnych wydarzeń – pięknych, warte zatrzymania się i głębokiego oddychania z zachwytem.
Mamy siedem cudów świata, ale co z cudownymi uzdrowieniami, które często bagatelizujemy jako niewyjaśnione fizjologiczne procesy lub łagodną boską interwencję. Często nadużywamy słowa „cud” na określenie powszechnych wydarzeń, jak narodziny dziecka czy nieoczekiwane zmiany w finansach.
A jednak, jak powiedział Albert Einstein, patrząc na świat, możemy go uważać za cudowny albo zupełnie nie wartym uwagi.
Definicja cudu ogólnie określa go jako coś niezwykle rzadkiego i niewytłumaczalnego metodami naukowymi. Właśnie o tym będzie ten artykuł. Jednak, w odróżnieniu od rzeczy, które na ogół określamy cudami, nasz temat nie jest niczym przyjemnym, choć wciąż mieści się w definicji cudu. Przynajmniej ja nie potrafię znaleźć logicznego uzasadnienia dla tego, o czym będę pisał.`
Pewnego dnia pojawił się na świecie człowiek, który, gdyby przyszedł na świat dzisiaj i został mówcą, nie głosiłby niczego nadzwyczajnego. Ale wtedy, w czasach, kiedy się pojawił, jego słowa były czymś absolutnie nowym. Ludzkość dopiero zaczynała rozumieć, że rano można pić kawę bez cukru.
Bo było to dwa tysiace lat temu. Wciąż większość ludzi uważała, że nie ma nic złego w zabiciu człowieka dla korzyści finansowych.
Ten człowiek, Jezus, nauczał, że wszyscy ludzie są sobie równi i że nikt nie ma prawa uważać się za lepszego od innego. Część ludzi Jego nauki odrzuciła, część przyjęła, co nie jest dziwne, bo nasze ego lubi się wynosić ponad innych. Lubimy nagrody, wyróżnienia, dyplomy, tytuły – wszystkie mają na celu jedno: pokazać, że jesteśmy nieco wyżej w hierarchii niż kaktus na parapecie.
Pojawił się jednak pomysł, który jest dla mnie wciąż niepojęty, niezrozumiały, perwersyjny. A jeszcze mniej zrozumiałe jest to, że został on zaakceptowany nie tylko przez pojedyncze osoby, ale całe rzesze, miliony, narody…
Polegał on na wzięciu słów Jezusa i ich tak kreatywnym zinterpretowaniu, że stały się one podstawą dla niektórych do wynoszenia się ponad innych.
Przekaz o jedności i miłości został tak odwrócony, że zaczął promować nierówność, a nawet sprawiedliwiać przemoc, włącznie z zabójstwami, ba – ludobójstwami…
Cały Nowy Testament krzyczy – Bóg w Chrystusie pojednał ludzkość! Nie masz Źyda ani Greka, wszyscy jesteśmy braćmi! W Adamie wszyscy umierają, w Chrystusie wszyscy ożywają!
A co robi religia?
Kwestionuje każdy biblijny przekaz o jedności.
Musi go kwestionować, bo gdyby się z nim zgodziła, musiałaby ulec samorozwiązaniu… Skoro wszyscy są równi, nie potrzebujemy dzisiaj kapłanów (w jaki sposób religia godzi starotestamentalne kapłaństwo dodając je do nauk Jezusa… i dlaczego nikt tego nie kwestionuje… to jest dla mnie większą zagadką niż to, czy na świecie istnieją kosmici).
Religia jest mistrzem w dodawaniu do Biblii różnych słówek, pojęć i koncepcji, które, powtarzane dzieciom od małego (dlaczego dzieciom nie tylko pozwala się, ale wręcz nakazuje uczestniczyć w nabożeństwach, w których niemal cały przekaz wymaga do zrozumienia myślenia abstrakcyjnego, które dopiero zaczyna się kształtować około 11 roku życia, to kolejna zagadka… już trzecia, przyznam jednak, że najbardziej zależałoby na rozwikłaniu problemu obecności OBCYCH).
Biblia: W Chrystusie Bóg pojednał ze sobą świat.
Religia – świat ludzi zbawionych.
Biblia : jeśli nie zmienicie zdania, wszyscy zginiecie
Religia – jeśli nie zostaniecie chrześcijaninami, wszyscy pójdziecie na wieczną mękę do piekła
Biblia – (dając Izraelowi przykazania i zawierając Przymierze) – Takie to słowa powiedz Izraelitom
Religia – Izraelitom i chrześcijanom
Biblia – Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg, aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem (Ap 1:1)
Religia – niebawem z punktu widzenia Boga, dla nas może to być spokojnie dwa tysiące lat
Biblia – Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie
Religia – Mówiąc “to pokolenie” Jezus miał na myśli ludzi, czyli to zdanie tak naprawdę jest zbędne bo nie podaje żadnych informacji.
I mógłbym tak dłuuuuuuuuuuuuuuuugo.
Bóg posyła Jezusa by głosić równość.
Religia ci utnie głowę, jeśli nie będziesz wierzył w dokładnie taką wersję Jezusa, którą dana jej sekta podaje.
Jeszcze kilkaset lat temu niezgodność wyznawanej wiary z jednym z powyższych szczegółów groziła śmiercią.
Dzisiaj barbarzyństwo jest bardziej cywilizowane, proboszcz może co najwyżej z ambony wyczytać, albo zagrozić, że po śmierci nie da pogrzebu (i fakt, że można taką ‘groźbą’ się przejmować, co jest dla mnie już czwartą wielką zagadką… ufoludki wciąż najciekawsze…tak na marginesie).
Kto mordował miliony ludzi w imię Boże?
Religia – organizacja, która za pomocą słów takich jak miłość i jedność, potrafi jednocześnie usprawiedliwiać działania takie jak morderstwa, gwałty, więzienia, rasizm, antysemityzm.
Jeśli znajdziesz się w organizacji, która robi lub robiła coś podobnego i czujesz, że to nie jest OK – masz rację.
Kiedy Jezus pojawił się na świecie, był najbardziej tępiony nie przez szarych ludzi, nie przez złodziei czy morderców, ale przez tych, którzy byli uważani za najlepszych w społeczeństwie – kapłanów, uczonych, sędziów.
Jeśli więc czujesz, że jesteś prześladowany za wytykanie braków miłości, wiedz, że nie jesteś pierwszy. Masz prawo stawiać pytania.
Bóg przez Chrystusa ogłosił, iż wybaczył ci wszystko i nie musisz obawiać się Jego gniewu.
I nie ma On za złe stawiania pytań. Nie gniewa się, że masz wątpliwości.
Jeśliby już mógłby się na nas gniewać (ale nie może, co ogłosił przez Chrystusa, i więcej sensu miałoby ukaranie chłostą niemowlaka za to, że narobiło w pieluchę), gniewałby się, że nie używasz rozumu, który On sam ci dał.
Ostatnia edycja – 10 marca 2024.
Dziękuję!!!
Dziękuję serdecznie za miłe komentarze i wiadomości! Przepraszam za opóźnienia w odpowiadaniu. Zbyt mocno polegałem na technologii i nie miałem dostępu do wiadomości z tej strony. Jeśli nie otrzymacie odpowiedzi, proszę o ponowne przesłanie wiadomości!
Rozważałem nawet zaprzestanie prowadzenia tego bloga. Nie byłem pewien, czy ktoś jeszcze czyta teksty zamiast oglądać filmy. Wasze słowa jednak przekonały mnie, że warto kontynuować.
Przez wiele lat znajdowałem się w trudnej sytuacji. Myślałem, że stracę rozum. Badałem różne religie, ale żadna nie odpowiadała moim wyobrażeniom o miłości i pokoju, której nauczał Jezus.
Nagle ktoś pojawił się w moim życiu i kilkoma zdaniami zmienił wszystko. Zaczęłem wierzyć, że odzyskam pokój i radość, a ostatecznie tak się stało! Nie pamiętam już, ile lat minęło, może pięć? więcej? Teraz wydaje mi się, że zawsze było tak, jak teraz.
Znalazłem pokój z Bogiem, ze światem i samym sobą.
Jeśli moje słowa mogą choć jednej osobie pomóc, to każda chwila spędzona przy blogu była tego warta.
Dziękuję! Następny artykuł pojawi się jeszcze w lutym!
Dietoreligia
W języku angielskim istnieje wyrażenie że coś „went viral”. Na ogół odnosi się do filmików, czasem zdjęć, rysunków lub memów. Dosłownie oznacza „się zawirusowało”, a chodzi o podobieństwo prędkości do epidemii wirusowej – w jej przypadku dzisiaj możemy mieć zakażonych stu ludzi a za dwa dni milion – przy filmikach zaś chodzi oczywiście o liczbę oglądających, popularność.
Jeśli wiesz, jaki w języku polskim istnieje odpowiednik tego wyrażenia, proszę, daj znać!
Myślę, że zaniedługo zwrotu tego zacznie się używać w odniesieniu do czegoś jeszcze…
Do…
DIET
Przyczyny otyłości są dla większości ludzi banalnie proste – zbyt łatwy dostęp do jedzenia i uleganie impulsom. Przemysł spożywczy zaczął się intensywnie rozwijać w latach pięćdziesiątych – zaczęto wtedy pracować nad bardzo wydajnymi metodami chodowania zwierząt i uprawiania roślin, nad nowymi metodami konserwacji żywności oraz, niestety, nad tym, by niemal każdy produkt był oparty na jak najbardziej cukrze i mące – im bielszymi i bardziej wyjałowionymi z wszelkich wartości odżywyczych, tym lepszymi.
Mało kto pokojarzył korelację między ilością sklepów spożywczych i otyłością.
I tak już we wczesnych latach powstała dieta Weight Watchers. W latach siedemdziesiątych furorę robił Slim Fast, osiemdziesiątych – Beverly Hills. W latach dziewięćdziesiątych modne stały się różne diety nisko- lub beztłuszczowe, na początku XXI wieku – dieta Atkinsa, później zmodyfikowana do „ketogenicznej”.
Niektóre pomysły na diety wywołują dzisiaj śmiech. Było sporo diet polegających na jedzeniu tylko jednego produktu, przykładowo grejprfrutów, kapusty lub ziemniaków.
Dzięki Internetowi diety takie dzisiaj bardzo łatwo mogą „went viral”. Kiedyś nowe popularne diety pojawiały się co roku, obecnie coś nowego jest niemal co roku.
Po co o tym w tym miejscu piszę?
Otóż diety mają bardzo dużo wspólnego z…
RELIGIĄ
Przypomnę – na tym blogu „religia” nie oznacza poszukiwania Boga, nie oznacza praktyk religijnych takich jak modlitwa, chodzenie do kościoła lub obrzędy. Oznacza system ogłupiania ludzi, zaprojektowany celowo do sprawowania władzy nad ludźmi i wyciągania z nich pieniędzy.
Większość ludzi stosuje diety nie dlatego, że przemyśleli ten temat. Nie dlatego, że poszukali rzetelnych badań naukowych na ich temat.
Większość ludzi nie stosuje też się do diet „całym sercem”. Na ogół jest to słomiany zapał, lecz w większości przypadków ludzie nie mają pojęcia, w co się pakują; jak zareaguje ich ciało i psychika. I tak wkrótce pojawiają się odstępstwa, często przez długi czas ukrywane przed innymi. Wpierw jest to jeden pączuś na tydzień, później – kilka dziennie.
Tacy „odstępcy” myślą, że są z tym problemem odosobnieni, i każde odstępstwo powoduje coraz większe obwinianie się i coraz gorszy obraz samego siebie.
No, nie można oczywiście zapomnieć o jakże istotnej cesze wspólnej religii i diet – w większości wypadków sięgną one głęboko do twojej kieszeni, choć często dzieje się bardzo subtelnie.
Większość Kościołów nie wymaga od swoich wiernych płacenia konkretnych sum, choć niektóre tak. Podobnie i diety – tylko niektóre zawierają specjalne programy lub produkty dostępne dopiero po zapłaceniu konkretnej sumy.
Wyłudzanie pieniędzy odbywa się w zakamuflowany sposób. W przypadku niektórych Kościołów może to być zakazanie wiernym ograniczania liczby posiadanych dzieci, bo każda głowa oznacza wieloletnie źródło dochodu. Choćby marnego, choćby „co łaska”, to jednak dochodu.
A jak jest z dietami?
Twórcy diety Atkinsa przykładowo mają ogromny dochód z produkcji i sprzedawania różnych produktów spożywczych. Pewien producent mięsa stara się w różnych mediach społecznościowych „udowadniać”, że tylko dieta karniwora jest dla ludzi zdrowa.
Najważniejszą jednak cechą wspólną religii i diety jest to, że obie wymagają od człowieka porzucenia rozumu, logicznego myślenia, i mniej lub bardziej ścisłego przestrzegania jakichś reguł, bez żadnej gwarancji na sukces.
Kiedyś promowałem wśród znajomych tak zwaną „dietę Dąbrowskiej” (DD). DD jest wyjątkowo rygorystyczna, choć ograniczona czasowo. Przez 6 tygodni należy jeść niemal same warzywa a naciskiem na surowe; nieco owoców, rezygnując ze wszystkich używek i większości leków.
Jakby tego było mało, z DD należy „wychodzić”, czyli wracać do normalnego jedzenia, również 6 tygodni. Zatem wyrzekamy się naszych przyzwyczajeń żywieniowych aż przez trzy miesiące! W zamian jednak obiecywane jest przede wszystkim uzdrowienie z niemal wszystkich chorób. Głównym celem tej diety jest właśnie nie utrata wagi, a uzdrowienie.
Ponieważ jednak nie spożywa się na niej więcej niż 800 kilokalorii, oczywiście u wszystkich ludzi następuje spadek masy ciała, u niektórych spektakularny, rzędu 15-20 kilogramów.
Dlaczego ją promowałem? Otóż znałem kilka przypadków, w których ludziom po przejściu przez nią rzeczywiście ustąpiły rózne schorzenia.
Pierwsze zastanowienie przyszło gdy posłuchałem wykładów samej autorki DD, niejakiej Ewy Dąbrowskiej. Z miejsca uderzyło mnie to, iż pani Dąbrowska niemal na każdym kroku mówi coś, co nie tylko nie ma żadnych podstaw naukowych, ale wręcz wszelkim dziedzinom nauk przeczy. Między innymi na ogół zabrania gotowania warzyw jako że podczas gotowania niszczy się sporo składników odżywyczych. Oczywiście tak, niemniej warzywa są często bogate w nie trawioną przez ludzi celulozę, która uniemożliwia przyswajanie tych składników. Co zatem z tego, że mamy mnóstwo nie zniszczonych przez gotowanie witamin, skoro wydalamy je bez trawienia?
Oprócz niesprawdzonych informacji Ewa Dąbrowska posługuje się też kłamstwami, opowiadając przykładowo wszem i wobec że przeprowadzono badania nad zwierzętami, którym podawano wyłącznie gotowane warzywa. Jej zdaniem jeśli karmi się je gotowanymi warzywami, „szczury zdychają po miesiącu, małpy po trzech miesiącach.”
Oczywiście badań takich nigdy nie przeprowadzono.
Chociaż tak się składa, że i człowiek karmiony wyłącznie gotowanymi warzywami by wkrótce umarł, między innymi z powodu niedoboru wszystkich niezbędnych do budowania białek aminokwasów lub witaminy B12.
DD wydaje się jednak działać dla wielu ludzi, i osobiście znałem osoby uleczone z przewlekłych naawet chorób. Analogicznie i religia wydaje się „działać” dla pewnych ludzi, wydają się oni szczęśliwi i pełni wewnętrznego pokoju.
Podobnie jak wypadku religii tak i DD należy jednak postawić pytanie – czy pozytywy wydarzyły się z powodu ich stosowania, czy… pomimo ich stosowania?
Jak to się zatem dzieje, że pewne rzeczy „działają”, choć nie powinny?
Mechanizm jest prosty.
Jeżeli ktoś nadużywał alkoholu lub czegoś innego, i religia „dodała mu skrzydeł” i pomogła się od tego odwrócić, poczuje oczywiście ulgę. Ludzie w nałogach są najmniej szczęśliwymi ludźmi na świecie, pozbycie się uzależnienia jest przez wielu nazywane zyskaniem nowego życia.
Jeżeli często jesz niezdrowe produkty, mogą one być przyczyną twoich problemów ze zdrowiem i powtrzymanie się od nich na czas trwania diety może spododować wyleczenie.
Nie zapominajmy jednak o czymś…
SKUTKI UBOCZNE
Nasze ciało generalnie zbudowane jest z białka Do jego produkcji organizm potrzebuje 20 aminokwasów. 11 z nich potrafi sam wytworzyć, 9 jednak nie. Aby żyć, musimy je przyjmować z jedzeniem.
Nasz organizm nie przeżyłby nawet minuty bez ich obecności. Jeśli ich nie znajdzie w jedzeniu, musi zdobyć je w inny sposób. Robi to trawiąc własne mięśnie.
A ilość mięśni, jaką masz, jest jednym z głównym czynników przyczyniającym się do długiego, zdrowego życia. Jest ważniejsza od ilości tłuszczu, jakiego się nosi ze sobą.
Jeżeli zatem po wielu tygodniach wyniszczającej diety chwalisz się utratą 15 kilo mina może ci zrzednąć jeśli dowiesz się, że 5 kilo z tego to były mięśnie.
Albo i 10.
Nie dostarcza jednak w ogóle wszystkich niezbędnych nam aminokwasów. Niektóre z nich zaś dostarcza, ale w żałośnie niskiej ilości.
Istnieje mnóstwo anegdotycznych historii o tym, jak to DD wyleczyła ludzi z chorób autoimmunologicznych, a nawet z raka.
Historii niesprawdzonych – nie wiadomo, czy w ogóle się wydarzyły, a jeśli nawet, stało się to niekoniecznie w wyniku jedzenia niemal samych warzyw. Niemal nikt nie mówi o skutkach ubocznych – problemach z układem pokarmowym, długotrwałym złym samopoczuciu czy utracie mięśni.
Identycznie jest z religią.
Niemal nikt nie mówi głośno o tym, że religia ci wmawia, iż jesteś nikczemny, grzeszny i zasługujesz jedynie na karę. Ten „skutek uboczny” religii groźniejszy jest niż utrata mięśni. Mięśnie można odzyskać szybko odpowiednią dietą i ćwiczeniami, zaś zniszczoną psychikę i odbierające chęć do działania, porażające niskie poczucie własnej wartości na ogół nigdy nie bywa do końca wyleczone, a jeśli już, to raczej nie odbędzie się to bez wieloletniej terapii.
A można to robić inaczej.
Można szukać Boga bez religii
Można też zyskać zdrowie bez reżimowej diety.
Po prostu przestań słuchać wszystkich dokoła, przestań na chwilę biec, zatrzymaj się na chwilę i posłuchaj kogoś, kto w swoim sercu wie i czuje, co jest dla niego dobre.
Posłuchaj siebie samego
Dietoreligia albo zdrowie… wybór należy do ciebie…
Sąd Boży – bać się czy nie? (część II)
Kiedy zacząłem analizę tekstów Nowego Testamentu, od samego początku widziałem, że coś jest nie tak. Tak na ogół łatwo dostrzegalna doskonała harmonia między Starym i Nowym Testamentem w temacie sądu wydaje się nie mieć miejsca. Ale po kolei.
W Nowym Testamencie słowem tłumaczonym jako sąd/sądzić jest „kriseis” – z którego pochodzi nas swojski „kryzys”, czasownikiem „sądzić” jest zaś „krino” „Kriseis” występuje w różnych odmianach w NT 48 razu, „krino” – 115. Analiza ich występowania i kontekstu może zniechęcić – choć przeważająca większość fragmentów jest prosta do przetłumaczenia i zrozumienia, sporo z nich brzmi bardzo dziwnie i niektóre wydają się nawet sobie wzajemnie przeczyć.
(końcówka części I)
DRUGA CZĘŚĆ
Oto niektóre z pozornych sprzeczności w Nowym Testamencie.
Kto osądza świat?
Bo w takim razie jakże Bóg sądzić będzie ten świat? (Rz 3:6)
Bóg Ojciec! Ale inny fragment mówi, że przekazał sąd Synowi!
Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi (J 5:22)
A co na to Syn?
Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić (J 12:47b)
Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe. (2 Kor 5:10)
Kto wierzy w niego, nie będzie sądzony (J 3:18a)
I kiedy ten sąd ma się odbyć? Na końcu świata czy może… już się odbył?
Teraz odbywa się sąd nad tym światem; teraz władca tego świata będzie wyrzucony. (J 12:31)
Kiedy zaczniemy studiować poszczególne wystąpienia „kriseis” i „krino” można odnieść wręcz wrażenie, że każda strona Biblii była pisana przez kogoś innego i zawiera sprzeczne informacje.
W rezultacie w mało którym temacie różne denominacje nie różnią się tak bardzo, jak w temacie sądów. Jedne z nich skupiają się na pewnych fragmentach i pomijają te niepasujące do ich koncepcji, a inne stosują różne rodzaje teologicznej ekwilibrystyki aby wszystko mogło pozornie ułożyć się w logiczną całość.
Sam przez wiele lat wierzyłem w popularną w chrześcijaństwie ewangelicznym teorię, iż „Sąd Ostateczny” będzie miał siedem faz – osobno Izrael, osobno poganie, osobno chrześcijanie, część sądów będzie przed przyjściem Chrystusa, część po.
Jak to jest, że w Starym Testamencie temat sądu wydaje się taki prosty a w Nowym nie?
Oto proponowane wyjaśnienie… i jednocześnie myśl przewodnia całego artykułu:
Zarówno w języku hebrajskim jak i greckim istnieje wiele wyrazów, których jednym z tłumaczeń jest sąd/sądzić, ale o ile w Starym Testamencie niemal bez wyjątków tłumaczy się je zgodnie z kontekstem, w Nowym – nie. Dlaczego?
Ano dlatego, iż podczas gdy powszechnie niemal całe chrześcijaństwo się zgadza, iż Stary Testament niespecjalnie zajmuje się naszym „życiem wiecznym” i w ogóle trudno czasem roztrzygnąć, które z jego części wciąż obowiązują chrześcijan a które nie, to Nowy Testament jest w opinii niemal wszystkich Kościołów jak najbardziej w 100% obowiązujący i zawiera mnóstwo wskazówek które mogą mieć wpływ na to, czy naszą wiecznością będzie wylegiwanie się na chmurkach, czy udawanie frytki w smażącym się oleju.
STRACH.
Jeśli w teologii nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o strach.
W Starym Testamencie trudno wywołać u słuchaczy strach (wielu powie – aaa, to było w Starym Testamencie, to już nieaktualne), w Nowym – łatwo. Dlatego temat sądu tak naprawdę nie jest ani trudniejszy, ani bardziej skomplikowany w ujęciu nowotestamentowym. Tłumaczenie w przypadku Nowego Testamentu jest po prostu o wiele bardziej zafałszowane przez religię.
I w wielu miejscach Nowego Testamentu, gdy widzimy wyraz „sąd”, być może nie ma tam nic o żadnym sądzie!
Przjrzyjmy się przykładom.
O sądzie najwięcej mówi sam Jezus. Kogo przed nim przestrzega?
Jezus sam określa adresatów swojego przesłania jako „dom Izraela” (Mt 15:24) i w żadnym miejscu nie sugeruje, aby przestrogi przekazywać kolejnym pokoleniom – wręcz przeciwnie, mówi wyraźnie, że Jego proroctwa dotyczące zagłady spełnią się za życia ludzi ich słuchających (Mt 24:34). Moim zdaniem jest to wystarczającym powodem ku temu, by nie musieć się bać żadnego sądu, i jeżeli w którymś miejscu Biblii brzmi on dla nas złowrogo, oznacza to, że go nie rozumiemy.
*******
Spójrzmy na pierwsze wystąpienie tego terminu… 5 rozdział Ewangelii Mateusza.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. (Mt 5:21n)
Zachodzę w głowę, dlaczego tak wiele lat bałem się tego fragmentu i widziałem w nim groźbę, że skończę męcząc się w piekle. Nawet bardzo pobieżne przyjrzenie się poszczególnym słowom pokazuje, iż Jezus nie mówi o czymś, co ma się stać po naszej śmierci. Naprawdę wierzysz w to, że za jednokrotne nazwanie kogoś bezbożnikiem skończysz na wiecznych mękach w piekle? I za gniewanie się staniesz się na sądzie? Zresztą… większość chrześcijan wierzy, że każdy człowiek w jakimś stopniu stanie na sądzie, a ten fragment mówi przecież wyraźnie, że stanąć można na nim za zrobienie czegoś, więc… sąd nie będzie dotyczyć wszystkich?
Jest w tym fragmencie natomiast jeden szczegół, którego wyjaśnienie jest banalne!
„Wysoka Rada” – oryg. Sunedrion, czyl Sanhedryn – to zgromadzenie 71 najznakomitszych przedstawicieli Izraela usytuwane w Jerozolimie. Moim zdaniem to rozwiewa resztę wątpliwości, iż chodzi o coś, co miało się dziać nie po śmierci, a za życia, i w ogóle dotyczyć mogło tylko Żydów żyjących w tamtych czasach!
Następnie o „sądzeniu” przeczytamy 2 rozdziały dalej:
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.
Albowiem jakim sądem sądzicie, takim was osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą. (Mt 7:1-2)
Mogę zatem być niewierzący, mogę całe życie czynić zło, ale wystarczy że będę pobłażliwy w stosunku do innych, a moje czyny też będą potraktowane z przymrużeniem oka i będę zbawiony?
Kolejny raz termin „sąd” spotykamy 3 rozdziały dalej:
Zaprawdę powiadam wam: Lżej będzie w dzień sądu ziemi sodomskiej i gomorskiej niż temu miastu (Mt 10:15)
Sodoma i Gomora to miasta kananejskie położone w dolinie Siddim, i Księga Rodzaju opisuje historię ich moralnego zepsucia i ukarania w postaci zupełnego zniszczenia „deszczem siarki i ognia” (Rdz 19:24). Ale Sodoma i Gomora to historia, która miała miejsce na ziemi, za życia ludzi, a nie coś po śmierci. Poza tym niewłaściwe wydaje się tu stosowanie oryginalnego szyku słów, który wskazuje na ponowny „sąd” Sodomy i Gomory. Nawet mało miłosierne ludzkie sądy nie karzą za nic więcej niż raz!
Czas przyszły „będzie” odnosi się oczywiście tylko do „tego miasta” (Jerozolimy), i język grecki jak najbardziej na takie konstrukcje pozwala. Poprawniejszym tłumaczeniem zatem byłoby „Będzie ciężej temu miastu w dzień sądu, niż ziemi sodomskiej i gomorskiej (było w czasie ich sądu – dwa tysiąclecia wcześniej).
* * *
Na przykładzie tych trzech fragmentów widać, iż „sąd” w Nowym Testamencie może czasem oznaczać rzeczywisty sąd na podobieństwo współczesnego – przed ławą sędziów – a może też oznaczać karę wymierzoną narodowi lub miastu. Pamiętamy, iż w Starym Testamencie „sąd” najczęściej dotyczył wydarzeń militarnych skierowanych nie indywidualnie przeciwko jednostkom, a narodom, plemionom lub miastom. W części pierwszej artykułu zacytowałem Mt 25:31n.41 gdzie jest to dobrze widoczne.
Biblia sobie, a religia sobie… Przez znakomitą część swojego życia, kiedy w Biblii czytałem o sądzie, wyobrażałem sobie mnie – stojącego, drżącego, przed tronem strasznego Boga i czekającego, czy Bóg skieruje kciuk w górę czy w dół. I ponieważ spodziewałem się najgorszego, żyłem w stanie mniej lub bardziej świadomej traumy.
Jednak to, że miałem taki obraz, nie musi oznaczać, że ma on cokolwiek wspólnego z prawdą. Oznacza tylko tyle, że tak właśnie system religijny chciał, bym myślał.
Z jednej strony złe tłumaczenia, specjalnie kierujące nas ku przerażającej wizji wieczności, z drugiej – religia wbijająca nam w głowę od przedszkola jedynie słuszną interpretację.
Popatrzmy na ten werset:
Oni zdadzą sprawę Temu, który gotów jest sądzić żywych i umarłych. (1 P 4:5)
Czyż nie mówi on, iż jednak odbędzie się wielki, straszny sąd wszystkich ludzi, kiedyś tam, na końcu świata?
Spójrzmy jednak na następny werset:
Dlatego nawet umarłym głoszono Ewangelię, aby wprawdzie podlegli sądowi jak ludzie w ciele, żyli jednak w Duchu – po Bożemu. (1P 4:6)
Chrześcijańskie tłumaczenie – Jezus po śmierci zszedł do Szeolu i wygłosił zmarłym „4 prawa duchowego życia” 🙂 Jak jednak wytłumaczyć końcówkę „aby żyli w Duchu – po Bożemu” ???
Czyżby po śmierci – w niebie czy na nowej ziemi czy gdziekolwiek indziej – jest również możliwość życia „po Bożemu” lub „nie po Bożemu”? Czy i tam są przykazania, których należy przestrzegać?
Jedynym logicznym rozwiązaniem tej zagadki jest stwierdzenie, iż rozróżnienie „żywi/umarli” w Biblii nie dotyczy biologicznego życia. I kiedy tylko przyjmiemy to stwierdzenie jako prawdziwe, wiele fragmentów biblijnych zmieni się z trudnych w proste!
Lecz Jezus mu odpowiedział: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych! (Mt 8:22)
Znam twoje czyny: masz imię, [które mówi], że żyjesz, a jesteś umarły. (Obj 3:1b)
I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i g
rzechów (Ef 2:1)
Lecz ta, która żyje rozpustnie, [za życia] umarła. (1 Tm 5:6)
Zresztą… czy pamiętamy, co Bóg powiedział pierwszym ludziom?
ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz (Rdz 2:17)
Czy Bóg żartował? Kłamał? A zatem Adam i Ewa umarli – co nie przeszkadzało im jeszcze żyć mnóstwo lat na ziemi.
Oczywiście są miejsca, gdzie bez wątpienia „umarli” znaczą fizycznie zmarłych (w wyżej wspomnianym Mt 8:22 wyraz „umarli” użyty jest zarówno dosłownie jak i w przenośni), jednak w wielu miejscach tylko tłumaczenie przenośne wydaje się być logiczne.
My dzisiaj również używamy terminów takich jak śmierć, umarły, umrzeć w sensie przenośnym (np. umrzeć ze śmiechu, martwe spojrzenie), lecz oczywiście w innych znaczeniach niż w starożytnej grece 2 000 lat temu!
Identycznie jest z wyrazami sąd/sądzić!
Słowo „sąd” jest, jak myślę, bardzo problematyczne dla nas, bo właśnie brzmi „złowrogo”, podczas gdy w Biblii, zarówno Nowego jak i Starego Testamentu, sąd bardzo często oznaczał coś pozytywnego; coś, na co się czekało z niecierpliwością. I dzisiaj, choć na ogół „sąd” używany jest w negatywnym kontekście, czasami oznaczać może również dla nas dobrego – przykładowo gdy sąd przyznaje nam godziwe odszkodowanie za jakąś poniesioną krzywdę lub gdy zgadza się na adopcję upragnionego dziecka. Proporcje używania terminów „sądzić” i „sąd” w Biblii są jednak jeżeli nie odwrotne, to zupełnie inne niż dzisiaj.
Jedną z podstawowych zasad egzegezy biblijej jest to, aby trudne fragmenty wyjaśniać łatwymi, nie odwrotnie. Słowo „sąd” ma wiele znaczeń i czasem trudno zrozumieć, o co w jakimś zdaniu chodzi, ale jeśli bez wątpienia główna misja Jezusa była skierowana była do konkretnego narodu i dotyczyła konkretnego wydarzenia, które miało wydarzyć się około 2 tysięcy lat temu, dlaczego we mnie ma to wywoływać strach?
Na pewno dlatego, że bardzo na rękę jest to systemowi religijnemu! Jeśli wierzymy, iż nasz wieczny los jest zagrożony kosmicznym cierpieniem, będziemy bardziej się starać, bo posłuchać niedzielnego kazania!
Pozostawiając wiele niedomówień, religia zostawia sobie wentyl bezpieczeństwa, by zawsze móc odeprzeć logiczne argumenty. Generalnie chrześcijaństwo przekonuje, iż wszyscy ludzie po śmierci stają przed sądem, który decyduje, czy spędzą wieczność w niebie czy w piekle. Co jednak z niemowlętami? Ludźmi niesprawnymi umysłowo? Tymi, którzy nigdy nie słyszeli „prawdziwej Ewangelii”? To jedne z mnóstwa pytań, nad którymi debatuje się od stuleci i każda denominacja ma na nie swoje kreatywne odpowiedzi.
Jakby równolegle do powyższej doktryny promowana jest jednocześnie inna – zbawienia z wiary – która głosi, iż wierzący w Chrystusa bądź to dostaną pozytywny wyrok na sądzie, bądź też na sądzie w ogóle nie staną.
Cóż takiego jest w wierze, iż zwalnia z sądu? Czy nie wydaje się to lekko niesprawiedliwe, iż ludzie czyniący zło niemal całe życie zostaną ułaskawieni na sądzie dzięki wierze, podczas gdy starający się żyć etycznie – ale niewierzący – będą potępieni? Jakoś się nad tym niemal nikt nie zastanawia.
PODSUMOWANIE
„Sąd” to tylko przykład tematu biblijnego czytanego w religijny sposób.
Religia tam, gdzie chce, wyolbrzymia kontekst fragmentów, a tam, gdzie chce, go umniejsza.
Pozwolę sobie zobrazować tę tezę nieco komicznie przejaskrawionym, świetnie jednak – moim zdaniem – opisującym temat, przykładem.
Załóżmy, że mamy pandemię jakiegoś wirusa na świecie.
Piszę dwa listy do znajomych.
W jednym z nich napisałem:
„W okolicy było wesele. Wszyscy uczestnicy zarazili się tym wirusem”.
W drugim z nich zaś:
„Pandemia wirusa opanowała cały świat”.
Za 2 tysiące lat ktoś odgrzebie moje listy, uzna mnie (najzupełniej słusznie) za świetego i założy nowy Kościół. I teraz w zależności od potrzeb, można moje słowa albo generalizować – i z pojedynczej sytuacji robić jakąś ogólną doktrynę obowiązującą póki świat istnieje:
„W okolicy było wesele. Wszyscy uczestnicy zarazili się tym wirusem” = „Wszyscy, którzy się weselą, dostaną od Boga wirusa i umrą”
albo umniejszać ich znaczenie:
„Pandemia wirusa opanowała cały świat” – autor ostatnio wcale nie podróżował, więc zapewne pisząc o „całym świecie” miał na myśli tylko kraj, w którym mieszkał – albo może nawet tylko jego część – na pewno jednak nie „cały świat”!
(podobne argumenty znajdziecie czytając przeróżne interpretacje biblijnego Potopu – czy pokrył on cały świat, czy tylko… cały świat tego, który to spisywał? 😊)
Pierwszy z przykładów pokazuje zasadę, którą religia kieruje się najczęściej:
Jezus pogroził jakiemuś miastu?
Odnieśmy to do całego świata i do nas, dzisiaj!
Jezus pogroził jakiemuś człowiekowi?
To samo.
Jezus zapowiedział zbliżającą się hekatombę Izraela (rok 70)?
Odnieśmy ją do końca świata!
Jezus zapowiedział ogień, którym wojska rzymskie spalą Jerozolimę?
Zinterpretujmy to tak, aby skarbonki niedzielne były pełniejsze! Jezus mówi o ogniu, w którym będziemy się smażyć bez końca, jeśli ominiemy następne kazanie, gdzie nasz duszpasterz może mówić o ten niezbędnej wskazówce, która umożliwi nasze zbawienie!
***
Spójrz w lewy górny róg, jeżeli jeszcze nie miałeś okazji. Zmieniłem dzisiaj motto bloga.
Żyjemy w świecie, w który wierzymy.
Jeżeli od dziecka słyszałeś groźby, które rzekomo Jezus rzuca w twoim kierunku, będziesz wierzyć w Boga strasznego, groźnego i mściwego. Będziesz Go przy tym nazywać miłosiernym, bo tego też cię nauczono, nieważne jak totalnie pozbawione jest to logiki! Mózg oszczędza energię, kiedy tylko się da, nie myśląc od nowa ale powtarzając to, co już wiemy!
Współczesna psychologia uważa, iż nasz światopogląd kończy się kształtować około 6-7 roku życia! Do tego czasu już wiemy, czy ludzie są z reguły dobrzy czy źli; czy ten świat nam sprzyja czy nie, i czy Bóg jest miłością, czy zemstą.
Późniejsza zmiana tego zakodowanego w dzieciństwie myślenia jest już baaaaaaaardzo trudna i na ogół wymaga technik manipulowania podświadomością (poprzez głównie afirmacje, hipnozę i specjalne metody medytacji). Nie piszę tego, by cię zniechęcić, ale – wręcz przeciwnie – wiedz, że to, iż trudno ci do końca uwierzyć w to, że w Bogu nie ma ani odrobiny niechęci do ciebie ani twoich czynów, i że Jego gniew czy kara to ostatnie rzeczy, których się możesz spodziewać po śmierci – nie jest twoją winą, jest winą tych, którzy tobą w dzieciństwie manipulowali! I że zmiany, choć nie odbędą się błyskawicznie, są jak najbardziej możliwe – i jestem na to żyjącym dowodem 🙂
(ostatnia edycja noc z 4 na 5 września, 2020)