Czy pójdę po śmierci do nieba?

Pomimo naszej wspaniałości – wszak stworzeni jesteśmy na Boży obraz – tu, na ziemi, mamy dość jasno postawione granice.

Nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy ograniczeni czasem i przestrzenią. Nie potrafimy przenieść się o dzień do tyłu albo w jednej chwili znaleźć się po drugiej stronie oceanu (och, jak bardzo by sie ta umiejętność przydała, zwłaszcza przy obecnych restrykcjach podróżowania, narzuconych przez większość krajów przy pandemii covid-19).

Jezus dobitnie i z humorem przypomniał nam o tych ograniczeniach:

Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? (Mt 6:27)
Któż z was może troskliwą zapobiegliwością dodać do swojego wzrostu łokieć jeden? (Łk 12:25, BW)

Bardziej dyskusyjne może dla niektórych wydawać się twierdzenie, iż jesteśmy również poważnie ograniczeni umysłowo. „Może inni, ale nie ja” 😺

Zastanówmy się na chwilkę! To zastanowienie przecież nic nie kosztuje, a jeśli nasze „poważne ograniczenia umysłowe” istnieją, i możliwe jest ich pokonanie, najważmiejsze oczywście będzie… uświadomienie sobie ich!

Pomóc w tym może analogia przychodzącego na ten świat dziecka.

Kiedy ledwie zacznie stawiać pierwsze kroki, prędzej czy później usłyszy słowa „nie dotykaj, gorące”.

Załóżmy, że owe dziecko jest bardzo uległe, i nie będzie miało w sobie cienia ochoty na bunt (coś dzisiaj równie często spotykane, co pięciogłowe smoki) i całe życie uda mu się nie dotknąć niczego, co jest gorące.

Kiedy dorośnie, czy ten dorastający człowiek będzie znał znaczenie słowa „gorące”?

Czy potrafimy komuś, kto nigdy niczego gorącego nie dotknął, opisać tak dobrze, co ten termin znaczy, by ta przekazana wiedza równała się doświadczeniu?

Chocbyśmy nie wiem jak się starali, będzie to bardzo niedoskonałe. Osoba, która nigdy się nie oparzyła, może usłyszeć lub przeczytać tony opracowań o oparzeniach, i dowiedzieć się mnóstwa faktów na ten temat, wszakże… bycie gorącym oznacza tylko szybsze drgania atomów w substancji, znana jest też cała fizjologia rekacji skórnej, przewodzenia bodzćów, niesamowicie genialnej współpracy układu współczulnego i przywspółczulnego…

Cała te wiedza jednak nie będzie równała się doświadczeniu. Bez doświadczenia nie mogę powiedzieć, że tak naprawdę wiem, co to znaczy „gorący”.

Niektórych rzeczy po prostu… nie da się poznać bez bezpośredniego doświadczenia (a może… i wszystkich?)

A nie sposób doświadczyć rzeczy, do których się nie ma dostępu.

Jednym z moich marzeń jest doświadczenie „zero G”, czyli stanu w którym nie jest odczuwalna grawitacja. Nie słyszałem aby na powierzchni ziemi komukolwiek udało sie to jednak osiągnąć.

Za niecałe 10 tysięcy dolarów można polecieć samolotem, które lecąc specjalną trajektorią wytworzy „zero G” przez 20-30 sekund.

Sporo czytałem o tym, jak czują sie ludzie w „zego G”, jak zachowuje się nasz organizm, jak operuje się przedmiotami i tak dalej, ale… tak naprawdę niewiele mi to daje. Wciąż nie mam pojęcia, jak to naprawdę jest – być w zero G.

W tym roku jednak dane mi było doświadczenie czegoś choć troszkę kosmicznego… W okresie, kiedy nasza planeta wlatuje w Perseidy, największy rój meteorów, udalo mi się zaplanować urlop i pojechać w miejsce oddalone od wielkich miast, by lepiej widzieć niebo i zobaczyć „spadające gwiazdy”, bo jak do tej pory nigdy żadnen nie było mi dane zobaczyć.

Pełen sukces! I choć bynajmniej tego co widziałem nie nazwałbym „roje” bo przez dwie noce zobaczyłem… nie pamiętam dokładnie ile meteorów, ale to nie była szalone liczba – jednak jeden z nich wyrył się w mojej pamięci tak wyraźnie, jakbym go widział chwilę temu. Widziałem go tak wyraźnie, iż dostrzegłem, jak zamieniał się w płomień, gdy spalał się w atmosferze!

To nie ten płomień jednak był moim „dotknięciem” kosmosu.

Była nim… prędkość.

Każdy z nas widział na niebie samoloty. Te latające naprawdę wysoko są dla nas malutkimi kreseczkami powolutku przesuwającymy się po niebie. Wiele minut może upłynąć, nim przelecą cały widnokrąg, choć lecą naprawdę szybko. Kiedyś zobaczyłem, lecąc na wysokości 10 km, jak przelatuje blisko mnie inny samolot, i ta szybkość mnie już niesamowicie oczarowała, bo na ziemi nigdy nic tak szybkiego nie widziałem.

A leciał najprawdopodobniej z prędkością 800 kilometrów na godzinę. Maksmymalnie 1000.

Meteory zaś… osiągają prędkość 72 kilometrów… na sekundę.To nie 1000, nie 10 tysięcy ani nawet 100 tysięcy kilometrów na godzinę.

To 260 tysięcy kilometrów na godzinę.

I ten wielki meteor, który widziałem, przeleciał cały widnokrąg w sekundę, może półtorej.

To trywialne, jak może ktoś pomyślec, doświadcznie, w moim poczuciu przybliżyło mnie nieco do rozumienia kosmosu. Gdzie tam jeszcze do prawdziwego zrozumienia, wręcz „poczucia”, kosmicznych odległości, wszak najdalsza gwiazda widziana ludzkim okiem leży w odległości „zaledwie” 4 tysięcy lat świetlnych… a światło podrózuje nie tysiąc, nie 260 tysięcy, nie milion kilometrów na godzinę… a ponad miliard.

Choć mam nadzieję doświadczyć za życia „zero G” co do prędkości światła raczej nie łudzę się, że mi się to uda 😺

I tak na marginesie, nie, nie jestem autorem powyższego zdjęcia, i w ogóle to nie zdjęcie, albo inaczej – „zdjęcie na sterydach” – jestem autorem jedynie tego na samej górze, ze znakami STOP 😺

Poniżej jeszcze wkleję inne zdjęcie na sterydach, choć już mojego autorstwa… przedstawia scenę z mojego niedawnego snu… za dużo chyba myślę o meteorach 😺😹

I to właśnie rozumiem pod pojęciem ograniczenia umysłowego. Poznajemy świat zmysłami i do właściwego zrozumienia potrzebujem zaangażowania tych zmysłów – im więcej ich, tym lepiej – jeśli zaś jesteśmy od przedmiotu rozważań oddaleni i nie możemy go doświadczyć, nie możemy go też w pełni zrozumieć.

Możemy wiele faktów poczytać o prędkości światła, ale ponieważ jej nie doświadczyliśmy, tak naprawdę… jej nie znamy.

Jak możemy zatem stwierdzić, że… znamy Boga?

Boga, który z definicji jest większy i potężniejszy od nas w sposób o wiele mniej porównywalny niż prędkość samolotów, meteorów lub światła?

Oczywiście, każdy z nas może mieć doświadczenia, które nas w jakimś stopniu przybliżają do poznania Stwórcy, i proces Jego poznawania może być jak najbardziej autentyczny, ale jaką głupią śmiałością byłoby stwierdzenie, że Boga po prostu się zna?

Pół biedy jeśli tylko zwodzimy samych siebie i żyjemy sobie w buńczucznym przekonaniu, iż znamy Boga – tragedia zaczyna się, jeśli do tego ubzdura się nam że nasze doświadczenie jest lepsze niż doświadczenie kogoś innego, i że możemy z innych szydzić albo chociaż ich pouczać.

Tutaj już jest tylko krok do fanatyzmu. I krucjat.

Tyle.. wstępu 😺😺😺

Nie spróbuję zatem napisać artykułu o tym, jaki jest Bóg, spróbuję jednak napisać o czymś porównywalnie być może dla nas odległym i nieznanym.

Tak się składa, że najczęściej zadawane mi przez czytelników pytania dotyczą właśnie tego, co się z nami stanie po śmierci. Różnie ubierane jest to w słowa, przykładowo „skąd mogę wiedzieć, czy będę zbawiony”, „czy protestanci/ muzułmanie/ katolicy/ ateiści mogą dostać się do nieba” albo „czy wszyscy zabójcy idą do piekła” i tak dalej.

Niemal wszyscy chrześcijanie wierzą, iż człowiek po śmierci może dostać się do jednego z dwóch miejsc – nieba lub piekła. Niektóre denominacje dodają do tego czyściec, jednak jest to tylko miejsce pobytu tymczasowego, więc de facto wciąż pozostają dwie możliwości – niebo lub piekło.

Tak zdaniem większości przedstawia to Biblia.

Co na to jednak logika?

Wszechmocny Bóg stworzył świat jako rodzaj laboratorium, w którym ludzie wsadzani są wbrew własnej woli na ileś tam lat, przy czym lata te, z nielicznymi wyjątkami, są najczęściej mocno zdominowane cierpieniem (nie patrzmy tutaj przy tym na naszych uprzywilejowanych, bnogato urodzonych sąsiadów ale na statystyki, gdzie większość ludzkości świata w tym momencie doświadcza głodu, bezdomności lub uwięzienia), no i po tych niełatwych latach życia… większość trafia do miejsca wiecznych tortur, a resztka – do raju, gdzie wiecznie będą się pławić w nieustannej radości…
… niewiele przejmując się tym, że spora część, a może i wszyscy, z ich rodziny i przyjaciół, cierpią wieczne męki…

😹

Kochani… jak to nie jest największym idiotyzmem, który ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił, to doprawdy nie wiem, co nim jest.

Już mniejsza o to, że owe miejsce tortur, piekło, jest takie same dla kogoś, kto zadawał innym cierpienie przez kilkadziesiąt lat życia i dla kogoś, kto żył raptem kilkanaście lat ale „odrzucił Jezusa jako Pana i Zbawiciela” – głównie dlatego, że nie potrafił zaufać przedstawiającym mu ewangelię hipokrytom, którzy zaprzeczali swoją postawą każdemu słowu, które mówili.

Czy Bóg nie mógł stworzyć świata nieco łatwiejszego, bez obozów koncentracyjnych, nowotworów i handlu ludźmi?

Czy Bóg nie mógł uczynić zasad dostania się do „nieba” łatwiejszymi, tak by blisko 100% mogła się tam dostać? Według religii bowiem w Biblii stoi, iż znakomita większość ludzi idzie do piekła (Mt 7:13n).

I wreszcie… jak Bóg może oczekiwać, że będę wiecznie szczęśliwy wiedząc, że moi bliscy cierpią katusze nie do opisania?

Powstało mnóstwo teorii teologicznych, które to wszystko pięknie wyjaśniają, z wielką ilością mądrze brzmiących wielkich słów i cytatów biblijnych.

Podsumuję je wszystkie dwoma słowami.

Chrzanić je.

Obojętność na czyjeś cierpienie ma swoją nazwę.

Psychopatia.

Albo niebo zatem będzie pełne psychopatów, albo te wszystkie teologiczne teorie są nic niewarte.

Kto jednak jest autorem tego nonsensu? Czy Biblia, czy ci, którzy ją interpretują?

I tutaj padnie twierdzenie, które być może przeczytasz pierwszy raz w życiu, ale jeśli cierpliwie poczekasz chwilę, postaram się przekazać dowody, które mogą cię przekonać, że jest prawdziwe.

Biblia nic nie mówi o tym, co dzieje się z człowiekiem po śmierci.

Okej, poprawniej powinienem po wyrazie „Biblia” dodać „niemal”, ale to by zepsuło efekt 😺

Biblia bez wątpienia wspomina kilka razy o „życiu po życiu”, ale na 31 tysięcy znajdujących się tam wersetów, odniesienia do życia pozagrobowego odnajdziemy może w dziesięciu z nich.

Religia zmanipulowała zarówno interepretacją, jak i samymi tłumaczeniami Biblii, aby wyglądało na to, iż z niemal na każdej stronicy biblijnej oczekuje nas obietnica nieba lub groźba piekła, jednak jest to trywialna w udowodnieniu nieprawda.

W czasach biblijnych ludzie niewiele czasu poświęcali rozmyślaniom, co się z nami stanie po śmierci. Może wydac nam się to dziwne, bo dziś większość religii skupia się przede wszystkim na dostaniu się do nieba, jednak realia starożytnego myślenia były inne. Może dlatego, że przeżycie tam kakżdego dnia było o wiele trudniejsze niż dzisiaj? Ludzie skupiali się na tym, co dotyczyło ich w pierwszej kolejności, czyli – na życiu codziennym.

I o nim też jest Biblia.

Jeżeli znasz sporo wersetów, w których autorzy biblijni straszą piekłem lub obiecują życie wieczne, najprawdopodbniej wszystkie one nie mają nic wspólnego z życiem wiecznym, uległeś jedynie bardzo przekonującej religijnej interpretacji.

Więcej na ten temat piszę w artykule O czym jest Biblia?,tutaj może podam tylko jeden prosty przykład takiego wypaczenia interpretacyjnego, aby fragment na siłę odnieść do „życia wiecznego”, a nie doczesnego.

Większość chrześcijan jest przekonanych, iż człowiek ma za życia wybór „nawrócić się” i być zbawionym albo iść do piekła.

Często podczas płomiennych kazań na ten temat cytuje się następujące słowa:

Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie (Łk 13:3b.5)

Popatrzmy jednak na kontekst:

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. (Łk 13:1-5)

 

TAK SAMO. W ten sam sposób.

Piłat zamordował Galilejczyków, nie wrzucił ich do piekła.

Wieża w Siloam pozbawiła osiemnastu ludzi ich życia biologicznego, a nie wiecznego, duchowego.

Jezus zatem w 13 rozdziale Ewangelii Łukasza przestrzega nie przed pójściem do piekła, a przed śmiercią fizyczną. Mówiąc tu zatem o nawróceniu – mówi również o czymś dotyczącym doczesności, nie zaś „zbawczej wiary w ofiarę Chrystusa” bo ówczas ofiara ta nie tylko nie miała jeszcze miejsca, a Jezus nikomu jeszcze o niej nie powiedział. Zaczął o niej mówić dopiero pod koniec swojej misji, więcej o tym piszę w artykule Ofiara na krzyżu.

Na ogół wszystko, czego potrzebujesz, aby dowiedzieć się, o czym naprawdę dany tekst biblijny jest, to zobaczyć jego kontekst. Przeczytać kilka, kilkanaście wersetów przed badanym fragmentem, kilka po, i już… tajemnica rozwikłana. Dobrze jest wziąć więcej niż jedno tłumaczenie, zajrzeć do jakiejś parafrazy, tekstu, tłumaczenia internlinearnego – w Internecie te wszystkie narzędzia są za darmo – i poświęcić fragmentowi kilka, może kilkanaście minut.

Och, ileż scen tego typu pamiętam, gdy po wykonaniu wyżej opsanych czynności siedziałem z autentycznie rozdziawioną szczęką, widząc jakiś werset biblijny tak naprawdę pierwszy raz w życiu, choć widziałem go setki razy… Kiedy to ze zdziwieniem konstatowałem, iż całe życie miałem o nim mylne przeświadczenie…

Zdziwienie czasem ustępowało złości… złości na instytucję, która mnie tyle lat oszukiwała… zaraz jednak następowała radość, radość z posadanej wolności myślenia!

Bynajmniej nie twierdzę, iż moje myślenie jest bezbłędne ani nawet że moja interpretacja Biblii jest na ogół poprawna – wiem jednak przynajmniej, że jeśli się mylę, błąd ten wynika z mojej osobistej pomyłki lub niewiedzy, a nie jest efektem poddania manipulacji!

Jeśli już jestem przy tym temacie, nie sposób nie wspomnieć o…

DUSZY

Otóż, jeśli czytasz Biblię i wydaje ci się, że w którymś miejscu każe ona bać się o swoją duszę, bądź spokojny. W ani jednym miejscu Biblii wyraz „dusza” nie odnosi się do naszej niecielesnej i nieśmiertelnej cząstki. Dusza w Biblii zawsze oznacza ziemskie życie, czyli utracić duszę = umrzeć. Więcej o tym piszę w artykule Dusza – co to naprawdę jest?.

No dobrze, skoro Biblia niemal nic nie mówi o życiu pozagrobowym, to „niemal” oznacza, iż coś jednak mówi. A co mówi?

Te nieliczne biblijne odniesienia do życia wiecznego odnoszą się do konkretnych sytuacji, i są w nich po prostu zdane jest relacja z tego, co się działo. Nikt nie formułuje wtedy jakichś ponadczasowych reguł, nie sposób zatem odnieść sytuacji tych bezpośrednio do naszego życia, nie można też sformułować według nich żadnych teologicznych twierdzeń. Jeśli przykładowo Bóg powiedział Mojżeszowi „idź do faraona”, nie odnosi się to do nikogo innego, nie wolno na tym budować żadnej doktryny.

Niezbyt trudno uwierzyć, że Bóg nie każe nikomu dzisiaj iść do faraona i namawiać, by wypuścił on lud Izraela, a jednak… miliony ludzi obstają przy tym, że Dekalog został dany wszystkim ludziom, choć kontekst nie pozostawia wątpliwości, iż jest częścią przymierza między Bogiem i Izraelem, a nie kimikolwiek innym… więcej o tym w artykule Przykazania – dla kogo i dlaczego.

Adresat przesłania – to podstawa egegezy biblijnej! Kiedy Bóg chce coś powiedzieć wszystkim ludziom, zaznaczy, iż jest to dla wszystkich, jednak kiedy mówi do Mojżesza, to mówi do Mojżesza.

I kiedy Paweł pisze do Tymoteusza, też… pisze do Tymoteusza. Nie do mnie. Jeśli kontekst i dane nam do Boga logiczne myślenie pozwalają nam stwierdzić, że w Liście do tm *znalexc odnosnik) jest podane coś, co można uznać za skierowane do wszystkich ludzi, wtedy to akceptuję. I tylko wtedy!

Religia oczywiście jest bezwzględna i do swioch potrzeb nie cofnie się przed łamaniem zasad egzegezy! Zobrazować to może komiczny przykład:

[Judasz] Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł Jezus rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!

Jest to przykład nierealny i przerysowany, ale pokazuje styl manipulacji używany przez religię. Po pierwsze, wyrwanie z kontekstu, drobne zmiany w tekście (powyższy akapit to hybryda Mt 27:5 i Łk 10:37), zupełne ignorowanie kontekstu i czynienie z jednej, konkretnej sytuacji przykazania dla przyszłych pokoleń. Judasz, owszem, powiesił się, ale sytuacja ta dla nas nie ma absolutnie żadnych konsekwencji!

STARY TESTAMENT

W Starym Testamencie rozmyślań o życu wiecznym praktycznie nie ma i w tym temacie teologowie (wyjątkowo!) nie różnią się wiele w opiniach. Przykazania zostały dane Izraelowi aby „żył szczęśliwie i dostatnio na ziemi” (Wj 20:12) (choć ludowe chrześcijaństwo oczywiście zawsze widzi w przykazaniach drogę do raju bram, nie ma to – zwłaszcza w Starym Testamencie – ani jednego zdania, które mogłoby służyć do obrony tej tezy)

A w których miejscach Stary Testament w ogóle zajmuje się tematem tego, co dzieje sie z człowiekiem po śmierci?

Bóg zapowiada Mojżeszowi jego śmierć słowami „zostaniesz przyłączony do twoich przodków” (Lb 31:2b). To określenie występuje w Starym Testamencie zresztą nie raz. Tak samo opisywana jest przykładowo śmierć Jakuba””

Gdy Jakub wydał te polecenia swoim synom, złożył swe nogi na łożu, wyzionął ducha i został przyłączony do swoich przodków (Rdz 49:33)

Można to odczytywać jako obietnicę ponownej możliwości kontaktowania się ze zmarłymi niegdyś ludżmi, jednak bez opisania najmniejszych szczegółów, jak by to miało wyglądać. Zresztą… być może „przyłączenie do swoich przodków” to po prostu metafora pogrzebu?

Znajdziemy też w Starym Testamencie kilka nie do końca jasnych wyrażeń jak na przykład „nie pozostawisz mojej duszy w grobie” z Ps 16:10 lub wzniosły fragment we wspaniałej, prawdopodobnie najstarszej, spisanej około 1900 roku przed naszą erą, Księdze Hioba:

Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i że jako ostatni nad prochem stanie! Że potem, chociaż moja skóra jest tak poszarpana, uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga. (Hi 19:25n)

Te fragmenty brzmią pięknie i inspirująco, niestety – nie nadają się zupełnie do tworzenia teologii. Psalmy czy księga Hioba to tak naprawdę literatura piękna, nie traktaty teologiczne. Tłumaczenie metafor języka Hebrajskiego sprzed kilku tysięcy lat jest zajęciem ogromnie skomplikowanym, czego zresztą najlepszym dowodem jest to, że nie sposób znaleźć jednego akapitu, który wyglądałby identycznie w różnych tłumaczeniach.

No a Nowy Testament?

W stosunkowo niedalekiej przeszłości dzieliłem powszechne przekonanie, iż niemał cały Nowy Testament to jednak wielka przestroga przed wiecznymi mękami w piekle. Przekonanie to jednak nie ma w sobie nawet cienia prawdy.

Zacznę od najtrudniejszego tematu!

Księga Objawienia, Apokalipsa!

Bardzo długo byłem przekonany, iż co jak co, ale Apokalipsa to na 100% omawia kwestie życia wiecznego, końca świata, Sądu Ostatecznego. Moje przekonanie brało się jednak stąd, że nigdy tej Księgi nie czytałem.

To znaczy otwierałem ją, przebiegałem oczami po literkach i składałem z nich wyrazy, ale jej nie czytałem, tylko dopasowywałem ją do interpretacji, którą nauczyła mnie religia.

Gdybym ją bowiem czytał, to po kilku sekundach już bym wiedział, o czym jest.
Poświęćmy zatem kilka sekund na przeczytanie początku Księgi Objawienia:

Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg, aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem, a On wysławszy swojego anioła oznajmił przez niego za pomocą znaków słudze swojemu Janowi.(Obj 1:1)

Czy możesz przeczytać głośno szesnaste słowo w powyższym wersecie i odpowiedzieć, to te słowo oznacza?

Czy oznacza „za ileś tam tysięcy lat”?

Czy oznacza „po wielu, wielu pokoleniach”?

Jakkolwiek jest trochę miejsc w Biblii, gdzie nie da się – poprzez przepaść językową, czasową i kulturową – stwierdzić bez wątpienia, jak powinno się coś przetłumaczyć, to miejsce nim nie jest.

Grecki wyraz “tachei” jest bardzo prosty, występuje w Biblii 8 razy, i można go tłumaczyć jako wkrótce, niebawem natychmiast, lub nawet – dla podkreślenia wyjątkowo krótkiego upłyniętego czasu – „równocześnie”, co widzimy w tym fragmencie:

Wtem zjawił się anioł Pański i światłość zajaśniała w celi. Trąceniem w bok obudził Piotra i powiedział: Wstań szybko! Równocześnie z rąk [Piotra] opadły kajdany. (Dz 12:7)

Wiele komentarzy biblijnych zupełnie omija to niewygodne „niebawem” zaś te, które go omawiają, albo każą go ignorować (ignorowanie niewygodnych faktów – cecha wspólna wszystkich dyktatur i kultów), albo usiłują wymyśleć coś brzmiącego mądrze.
Ignorującym słowo „niebawem”; uważającym, że jest ono tam przypadkiem, chętnie wskazałbym fragment kilka linijek poniżej:

Błogosławiony, który odczytuje, i którzy słuchają słów Proroctwa, a strzegą tego, co w nim napisane, bo chwila jest bliska. (Obj 1:3)

Chwila jest bliska… czy to też mamy zignorować?

Bardziej dociekliwym czytelnikom religia usiłuje wmówić, że określenie „niebawem” i „chwila jest bliska” odnoszą się tylko do części Księgi Objawienia, podczas gdy większość jej proroctw oczywiście dotyczy końca świata.

I tutaj znów z pomocą przychodzi… sam tekst biblijny.

Na samym końcu Apokalipsy, po opisie tego, co religia każe nam wierzyć że jest opisem końca świata (począwszy od rozdziału 21), znajdziemy te słowa:

I rzekł mi: Te słowa wiarygodne są i prawdziwe, a Pan, Bóg duchów proroków, wysłał swojego anioła, by sługom swoim ukazać, co musi stać się niebawem.(Obj 22:6)

I jest to ten sam wyraz użyty w Obj 1:1. Tachei.

Księga Objawienia sama stwierdza, iż dotyczy nie końca świata, a wydarzeń bliskich czytelnikom, więc czasu przełomu I i II wieku naszej ery.

Przyznam, że uznanie tego faktu było jednym z trudniejszych etapów mojego wychodzenia z religijnego myślenia. Bez problemów przestałem wierzyć, iż czekają nas jeszcze jakieś plagi z rąk miłującego Boga, ale wiara, iż „nowe niebo i nowa ziemia” (Obj 21), gdzie to Bóg „otrze z oczu wszelką łzę”, i gdzie wszystkie problemy znikną, nie odnosi się wcale do mojego „życia wiecznego”, utrzymywała się we mnie wbrew logice jeszcze jakiś czas.

Byłem to tego fragmentu bardzo przywiązany emocjonalnie, a emocje na ogół przyćmiewają logiczne myślenie!

Logika jednak kazała też doczytać resztę Obj 21, i chociaż w Obj 21:4 jest zapewnienie iż „krzyku ani trudu już nie będzie”, kilka wersetów dalej czytamy o jeziorze gorejącym ogniem i siarką, w którym ktoś jednak będzie dręczonym, więc… okej, dziękuję, nie wierzę w niebo psychopatów, gdzie część ludzkości doznaje radości mając gdzieś pozostałych cierpiących katusze.

Cokolwiek miało wydarzyć się w Księdze Objawienia, wydarzyło się niespełna 2000 lat temu.

No ale o czym dokładnie jest Apokalipsa? To pytanie omawiam a artykule Apokalipsa – czy czeka nas zagłada?

Jeśli zatem Księga Objawienia nie mówi nic o naszym życiu wiecznym, piekle czy niebie, co z Ewangeliami i Listami?

Z Listami łatwa sprawa. Ich autorzy skupiają się na dwóch tematach – moralnego życia i poprawności doktryny – i istnieje tylko kilkanaście fragmentów, które – wyrwane z ich kontekstów – używane są przez religię do straszenia. skończeniem w piekle. Część z nich omawiam w innych artykułach na tej witrynie.

Wiele się wyjaśnia, gdy uświadomimy sobie, iż apostołowie, gdy używali słowa „śmierć”, nigdzie nie odnosili się do piekła (mało tego, nawet religii nie udało się w Listach znaleźć żadnego miejsca, które udałoby się odnieść w ogóle do tematu piekła). Kiedy widzimy słowo „śmierć” lub „umierać”, poza nielicznymi fragmentami, w których mówili o rzeczywistej, fizycznej śmierci (prawie wyłącznie mówiąc o śmierci Jezusa), zawsze chodzi o stan niewiedzy ludzkiej, stan oddzielenia od Boga, ale spodowany nie gniewem Bożym, lecz naszą niewiedzą.

Temat śmierci jest spójnie przedstawiany od pierwszych stronic Biblii po ostatnie.

Jeżeli bowiem przestępstwo jednego [Adama] sprowadziło na wszystkich śmierć (…) (Rz 5:15a)

Popatrzmy dokładnie, co Bóg powiedział Adamowi:

ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz. (Rdz 2:17)

Co się stało po tym, gdy Adam i Ewa zjedli zakazany owoc? Fizycznie – nie umarli.

 

Ponieważ nie możemy Bogu zarzucić przesadzania, nie mówiąc już o kłamstwie, widać, iż śmierć w Biblii może oznaczać inny rodzaj śmierci, przykładowo jakiś rodzaj naszej separacji od Boga.

Śmierć ta jest w pewnym sensie spowodowana grzechem, ale nie na tej zasadzie, na której myśli religia – człowiek popełnia grzech i od tej pory Bóg nie może już patrzeć na jego zbrukaną duszę.

Jest to temat na kolejny artykuł, w tej chwili zauważmy tylko, co się stało w Edenie: człowiek zjadł owoc ale nic się w tym momencie nie stało, poza tym że…

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. (Rdz 3:6n)

 

Otworzyły się im oczy. To ciekawe! Każdy z nas chce otwarte oczy. Ale co przy okazji się stało? Poznali, że są nadzy. Czy bycie nagim bylo złe? Nie, Bóg stworzył człowieka nagim i potwierdził, że „to było dobre” (Rdz 1:31). Założenie, że bycie nagim jest złe, jest jednym z ludzkich, nie Bożych, wynalazków.

To nie bezpośrednio grzech oddziela nas od Boga. To nasze przeświadczenie. Nauczeni życiem z surowymi zasadami i często bezlitosnymi rodzicami jesteśmy przeświadczeni, że każde przekroczenie jakiejś normy musi spotkać się z karą.
I takim malujemy w umysłach naszych Boga.

A winą tu…

Zostawiona na deser część Biblii, czyli…

Ewangelie

A raczej winne są nie same Ewangelie, o ile oczywiście ich „jedynie słuszna” interpretacja narzucana nam przez religię.

Intepretacja ta głosi, iż Jezus przyszedł na świat aby poinformować ich, że jeśli się nie nawrócą, tzn. Nie zostaną chrześcijanami, to skończą w piekle.

Oto pytania, które dzisiaj nasuwają mi się po usłyszeniu takiej interpretacji natychmiast:

Dlaczego Jezus czekał z tym arcyważnym przesłaniem tyle tysięcy lat?
Dlaczego swoje przesłanie dał ludziom w taki sposób, że spora część świata o nim nie słyszała przez następne półtora tysiąca lat… a i dzisiaj są miejsca, w których wciąż o nim nie słyszeli?

I wreszcie… jeżeli Jezus rzeczywiście przestrzegał przed czymś tak nieporównywalnie ważniejszym od wszystkiego innego, naszym losem w wieczności… dlaczego, na Boga, dlaczego, przesłanie to wydaje się takie zagmatwane, iż każda religia widzi tam coś zupełnie innego?

Istnieje oczywiście uniwersalna odpowiedź religii… znam ją doskonale, bo serwowano mi ją bez liku przez lata.”Kimże jesteś, by zrozumieć Boga, On robi, co chce, nie musisz wszystkiego wiedzieć!”

Nigdy jednak taka odpowiedź nie wydawałaby mi się czymś, co Jezus by ludziom odpowiedział…

Moim zdaniem…

Bóg nie pogniewa się na człowieka za to, że stawia pytania.

Jeżeli już miałby się pogniewać (choć według mnie nie jest to możliwe), to pogniewałby się za to, że nie używamy rozumu, który nam dał.

No dobrze, o czym są zatem Ewangelie?

Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. (Mt 1:1)
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. (Mk 1:1)
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (J 1:1)

Pierwsze słowa 3 z 4 Ewangelii od razu zapowiadają, że rzecz będzie o Jezusie. Pierwszy werset Ewangelii Łukasza natomiast nie mówi jeszcze wiele:

Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, (Łk 1:1)

Ale następne wersy też zmierzają do Jezusa – Anioł Gabriel ukazuje się wpierw Zachariaszowi, zapowiadając narodziny Jana, po czym ukazuje się Marii, zapowiadając narodziny Jezusa.

Ewangelie są o Jezusie, a jaka była Jego misja?

I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. Mt 4:23
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. (Mk 1:14)
Lecz On rzekł do nich: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. (Łk 4:43)

Z tych wersetów widać, iż Ewagelie są o Jezusie, a Jezus przyszedł na ziemię, aby głosić o Królestwie.

Przygotowuję osobny artykuł o Ewangeliach, ale temat Królestwa omawiam w artykule Królestwo Boże – jak je odziedziczyć?

W powyższym artykule, oraz w tym nowo przygotowywanym,omówię temat Ewangelii wyczerpująco, także zachęcam do zapoznania się z nimi jeżeli to, co teraz napiszę, okaże się dla ciebie zbyt niewiarygodne.

Panuje równie powszechne co zupełnie nieuzasadnione przeświadczenie, iż królestwo Boże to Niebo, do którego ludzie mają szanse dostać się po śmierci.
W Biblii jednak ani słowa na ten temat nie znajdziemy. Niebo i Królestwo niebieskie nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego.

Królestwo niebieskie jest – albo miało być – na ziemi, a niebo… jest w niebie 😼

Nie znajdziemy w ogóle żadnego odniesienia Królestwa do czegokolwiek po śmierci.

Królestwo ma dwa znaczenia:

Dosłowne – chodzi tu o ziemskie królestwo narodu Izraela, które zostało obiecane po spełnieniu pewnych warunków Izraelowi.

O nie pytali Apostołowie:

Zapytywali Go zebrani: Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela? (Dz 1:6)

Przenośne – jako stan życia wewnętrznego, radość, pokój (odnosniki z Ew. I Pawła)
Początkowo Jezus skupiał się na tym pierwszym – przecież został posłany Izraelowi – jednak Izrael przesłanie Jezusa odrzuca.

 Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest. (Łk 17:21b)
„Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”22 (Rz 14,17)

W Biblii odrzucenie Jezusa jest bardzo wyraźnie opisane, i kontrastowo, wręcz symbolicznie, opis tego znajdziemy powtórzone trzykrotnie.

Wpierw mamy generalne odrzucenie Jezusa, co Izrael przypieczętowuje doprowadzając do śmierci Jezusa.

Później jednak, widzimy jednak światełko nadziei – począwszy od drugiego rodzdziału Dziejów Apostolskich czytamy, jak Piotr i inni apostołowie głoszą o Chrystusie w Jerozolimie i liczba nawróconych idzie w tysiące. Niestety, wciąż jest to niewielki procent ponad półmilionowego miasta.

Ostatecznie występuje Szczepan, który ma dar niesamowitej mądrości i potrafi w kilkunastu zdaniach streścić trzy czwarte Biblii!

Rozdział 7 zawiera jedno z jego przemówień, niestety, ostatnie… Kończy się słowami:

Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali. (Dz 7)

Niestety, Szczepan zapowiada rówież swój los.

Szczepan zostaje zamordowany, i wydaje się, że również odrzucona jest Dobra Nowina głoszona przez Chrystusa.

A jednak – jeden z uczestników zamordowania Szczepana, Szaweł, zostaje Pawłem, i po latach napisze coś takiego:

przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica, jaką pokrótce przedtem opisałem. (Ef 3:3)

„Tajemnica” to jedno z ulubionych wyrażeń Pawła, używa go bardzo często, i podkreśla, że to, co on głosi, nie było wcześniej znane żadnemu człowiekowi, dopiero w tym konkretnym czasie zostało objawione

Z Listów pawłowych wyłania się obraz nieco dziwnej na pierwszy rzut oka historii, mianowicie iż Bóg objawia się Izraelowi i przez tysiąclecia przesłanie nie jest skierowane do nikogo innego! Bóg jak gdyby czeka, aby Izrael Go ostatecznie odrzucił i wtedy dopiero objawia tajemnicę – Bóg kocha wszystkich ludzi. Najwyraźniej omawiane jest to w drugiej części Listu do Rzymian, począwszy od rodziału 9. Tam między innymi jest jeden z częściej cytowanych słów z Biblii:

Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. (Rz 10:12)

Nie to jest jednak moim zdaniem największą „zagwózdką” dla większości chrześcijan. O wiele trudniejsze są te słowa Jezusa:

Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela (Mt 15:24)

 

Jezus mówi, że nie został posłany dla wszystkich ludzi?

Czyli, jeżeli nie pochodzę z domu Izraela, Jezus nie został posłany… dla mnie?

Tutaj włos się na głowie jeży i mogę poczuć się pominięty przez Boga… ale to wszystko tylko są…

EMOCJE

Jeśli wydaje ci się, że jesteś racjonalnie myślącą osobą, homo sapiens, to krótko mówiąc – przynajmniej zdaniem większości współczesnych psychologów – mylisz się. Zamiast „człowiek myślący” nasz gatunek powinien być nazwany „człowiek czasami myślący”.

Myślisz, że to nieprawda?

Czy usiadłeś i zastanowiłeś się nad tym kilka minut, czy poszukałeś więcej informacji na ten temat, czy przedyskutowałeś to z innymi, czy po prostu… tak ci się palnęło… „to nieprawda!!!!!!!”

Nie ten wniosek nie był przemyślany! A ile pozostałych twoich wniosków, decyzji i działań było dzisiaj świadomych, przemyślanych?

Jeżeli prowadzisz samochód, czy każde naciśnięcie na pedały czy zmiana biegu są świadome?

Haha, może raz na tysiąc.

Jeśli idziesz, czy świadomie przypominasz sobie aby za każdym razem, gdy postawisz lewą nogę, postawić po niej prawą?

W literaturze psychologicznej często spotyka się z liczbą 5%. Na 100 podejmowanych codziennie decyzji tylko 5 jest świadomych, reszta jest owocem emocji, podświadomości, impulsu, a krótko i dosadnie rzecz ujmując – jest podejmowana bezmyślnie.

Bezmyślnie oczywiście nie znaczy że głupio, wszak to naprzemiennie stawianie lewej i prawej nogi przy chodzeniu wydaje się całkiem sensowny rozwiązaniem,
choć robimy to bezmyślnie.

Tak naprawdę to myślę, że te 5% to mocno zawyżona liczba. Zresztą pojawiają się teorie psychologiczne mówiące że… wszystkie nasze decyzje są podświadome!

Jak się jednak mają te rozważania o psychologii do naszego tematu?

FAKTY KONTRA EMOCJE

Kiedy widzimy FAKT (Jezus mówi – zostałem posłany tylko do owiec z domu Izraela) – lecz jest on niezgodny z tym, co dowiedzieliśmy się w kościele (że Jezus przyszedł do wszystkich ludzi), wtedy… mamy spory problem. Identyfikujemy się bowiem z tym, co głoszone jest w naszym kościele, mamy tam przyjaciół, może i sporą część rodziny, i zaprzeczenie doktrynie mogłoby oznaczać… spory, posądzenia o opętanie szatańskie, może nawet wykluczenie? Utratę bliskich? O nieeeeeeeee!

Oczywiście kiedy ktoś nam wyjeżdża z jakąś herezją, nie myślimy o tym wszystkim świadomie… nie musimy… nasza podświadomość jest szybsza i ma dostęp do większej ilości informacji, niż świadomość, i powoduje u nas reakcję emocjonalną – na ogół gniew – która jeszcze bardziej zawęża umiejętność logicznego myślenia.

Kiedy FAKTY przeczą naszym EMOCJOM…Tym gorzej dla faktów!

Kochani! To, że Jezus przyszedł w pierwszym rzędzie do domu Izraela wcale nie oznacza, że Bóg o nas (nie piszę do ciebie, jeśli należysz do domu Izraela!) , poganach, zapomniał!

Oznacza to po prostu, że… wtedy akurat przyszedł do Żydów!

W DOMU

Dzisiaj rano słuchałem relacji kilkunastu osób , które doświadczyły śmierci klinicznej i wróciły do życia.

Kiedyś nie wierzyłem takim relacjom, lub myślałem, że są efektem jakiegoś zwiedzenia lub opętania, ale kiedy zapoznałem się z ich dziesiątkami, jeśli nie setkami, zauwązyłem, że nie tylko były one bardzo podobne do siebiem ale wielu z nim towarzyszyły wydarzenia dość nieprawdopodobne.. a jednak wiele z nich zostało udowodnionymi.

I uwierzyłem, że relacje te są prawdziwe.

I kiedy dowiedziałem się, jak zmieniają pozytywnie ludziom życie, skonstatowałem, iż na pewno nie są wynikiem pracy diabła. Znika strach przed śmiercią, depresja, gniew i złość do całego świata, pojawia się radość z każdej przeżywanej chwili i chęć pomagania innym. Czy to wygląda na dzieło diabelskie?

Powrót do życia po śmierci klinicznej i pamiętanie ponadnaturalnych wydarzeń z tego czasu wcale nie zdarzają się rzadko, 1 na 10 osób czegoś takiego choć raz w życiu doświadcza. W mojej bliskiej rodzinie miałem 2 takie wydarzenia, jedno z nich miała moja mama… tuż po urodzeniu mnie…

Sporo osób, które opisują swoje doświadczenia śmierci klinicznej mówi, że czują, jakby znaleźli się w domu… prawdziwym domu, gdzie są bezwarunkowo i bezgranicznie kochani. Dom, do którego w 100% należą. Jedna z osób dziś przeze mnie słuchanych powiedziała, że została jakby zanurzono w niesamowitej światłości i że natychmiast poczuła, że tak naprawdę od zawsze w tym świetle była i na zawsze tam będzie.

Wielu „powracających” nagle zaczyna myśleć o tym świecie, o naszym życiu, jako o czymś chwilowym, jak gdybyśmy byli stworzeni kiedyś tam, jako aniołowie lub podobne im istoty, i tutaj na ziemię przychodzimy z wyboru, w konkretnym celu.

Podobnie, jak Jezus.

Czy jest to prawda?

Oceń sam.

Kiedy moje myślenie było zastąpione słuchaniem religii byłem przekonany, że taka wizja jest heretycka. Dzisiaj nie widzę w Biblii nic przeciwko widzeniu nas jako chwilowych gości na ziemi.

Przyznam się teraz do czegoś 😊

Zaczynałem pisać ten artykuł myśląc, że Biblia nie mówi ani słowem o tym, że po śmierci idzie się do Nieba.
Było to moje przekonanie od wielu lat. Usłyszałem to od kogoś, kto wielce uczony był w Biblii i nauce wszelkiej, i cieszył się wielkim poważaniem w kręgach chrześcijańskich w Polsce i nie tylko.
Obawiam się też, że powtarzam tę tezę nie raz w różnych artykułach na tej witrynie…

Trzeba będzie popoprawiać…

Wystarczyło kilka minut szukania by okazało się, że… Biblia mówi bez wątpienia, iż po śmierci idziemy do Nieba. Mało tego. O Niebie najwięcej pisze ten, który powinien nam być najbliższy, apostoł pogan – Paweł.

Paweł informuje nas, że w niebie oczekuje nas dom zrobiony przez Boga (2 Kor 5:1) i tam też oczekuje nas nagroda (Kol 5:1). Co najciekawsze jednak, w Flp 3:20 Paweł pisze, że w niebie jest nasza…

Ojczyzna.

Więc może nie tylko idziemy do nieba, ale z nieba też… przyszliśmy? 😊
Oceńcie sami. A po tym przykładzie widać dobrze, że warto się zawsze zastanowić, czy coś, co mówimy, wynika z naszej własnej wiedzy, czy jest tylko powtarzaniem.

Kolego M.D., który mi 20-kilka lat temu wbiłeś do głowy, że Biblia nic nie mówi o naszym pójściu do nieba – przyczyniłeś się do zwiedzenia mnóstwa… czytających moje poprzednie blogi 😊

Ludzie idą do nieba. Ale którzy?

I czy ja pójdę?

Czy ty?

No i skoro myślisz, że ktoś nie idzie do nieba, więc idzie do piekła…

I nie ma siły, byś się nie zamartwiał myśląc, czy świadomość bycia w tej grupie szczęśliwców nie jest tylko ułudą, bo przecież i demony wierzą, i drżą, i wielu których mówiło „Panie, Panie”, nie wejdzie do Królestwa…

Koniec zmartwień!

Do Królestwa Izraela nie wejdziesz na pewno, za późno na to.

Ale do nieba…

Nie ma takiej możliwości, byś nie poszedł.

Gdyby rodzina Boża była podzielona na dzieci przytulane i odtrącane, i nikt to końca by nie wiedział w której jest grupie…

byłaby to najbardziej patologiczna rodzina na świecie.

W Biblii nikt się nie martwi życiem po śmierci.

Apostołowie ani sam Jezus nie każą modlić się o nasz los po śmierci. Nie każą też ewangelizować rodzinę i sąsiadów aby nie skończyli w wiecznej ciemności.

Nasza ojczyzna jest w niebie. Stamtąd pochodzimy i nie ma takiej mocy, by nas z Bożej rodziny wydziedziczyła.

Bóg jest Ojcem wszystkich, nie tylko tych, którzy powiedzieli magiczną chrześcijańską formułkę albo pokropiono ich wodą w świętym miejscu.

I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 8:39n)