Jak zostać świętym?

Bądźcię świętymi, jak Ja jestem święty!

Takie słowa powiedział Bóg do Mojżesza w Księdze Kapłańskiej 19

Nic prostszego, no nie?

Żartujesz chyba – myślisz – przecież to niewykonalne.

Ten tekst mnie kiedyś bardzo prześladował. A właściwie dwa teksty.

Pierwszym jest cytat z Księgi Kapłańskiej, powtarzany też przez apostoła Piotra w 1P 1:16:

„Uświęćcie się więc i bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty. Ja, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 20:7, porównaj 1P 1:16)

Drugim natomiast – fragment Kazania na Górze:

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48)

 

Jeżeli wpojono ci przekonanie, że „zapłatą za grzech jest śmierć” i religia kazała ci wierzyć, iż oznacza to wieczne smażenie się w piekle, temat grzechu nagle staje się bardzo ważny.

To już nie sprawa życia i śmierci, to sprawa wiecznego szczęścia i wiecznych mąk!

W wielu Kościołach religia naucza, iż „doskonały” i „święty” z powyższych wersetów oznaczają dokładnie to samo. Bezgrzeszny. Nieskalany. Bez ani jednego grzechu.

No i tu jest „drobny” problem.

Skoro religia również nas naucza, że nikt nie jest bez grzechu, a później oświadcza, że zapłatą za grzech jest piekło, czy zatem… wszyscy w nim skończymy?

Przyjrzyjmy się, jak terminy „doskonały” i „święty” używane są w Biblii.

(omiń tekst na zielono jeśli niespecjalnie interesujesz się etymologią 😊)

 „Doskonały” – to przede wszystkim greckie słowo „teleios”, występujące w Nowym Testamencie 19 razy. Językoznawcy biblijni są jednomyślni iż termin ten pochodzi od słowa „telos” które oznacza koniec lub cel, i że relacja między „telos” i „teleios” jest taka sama jak między „koniec” i „zakończony”, przy czym analiza „telos” wykazuje że najczęściej chodzi w nim nie o sam koniec a o to, że został zakończony jakiś proces pomyślnie. „Zwieńczenie” wydaje się lepiej oddawać znaczenie „teleos” niż „koniec”.

Często najszybciej poznamy znaczenie danego słowa gdy zobaczymy, co jest w oryginalnym kontekście jego antytezą.

Każdy, który pije /tylko/ mleko, nieświadom jest nauki sprawiedliwości ponieważ jest niemowlęciem. Przeciwnie, stały pokarm jest właściwy dla dorosłych, którzy przez ćwiczenie mają władze umysłu udoskonalone do rozróżniania dobra i zła. (Hbr 5:13-14).

Teleios tłumaczone jest tu jako „dorosły”, i jego przeciwieństwem jest „niemowlę”.

Jeśli teleios oznaczałoby „doskonały” lub „bezgrzeszny”, oznaczałoby to, że dziecko jest grzeszne, co jest nonsensem.

Z 19 wystąpień tego wyrazu w Nowym Testamencie jedynie w dwóch przypadkach tłumacze wybrali „dorosły” lub „dojrzały”. Widać tylko w tych dwóch fragmentach przetłumaczenie teleios jako doskonały rzucałoby się swoją niedorzecznością zbyt w oko…

Być może kiedyś rozbuduję tę część z myślą o miłośnikach języków biblijnych, na razie postawię tylko śmiałą, jednak moim zdaniem doskonale udowadnialną tezę:

Teleios powninien być niemal wszędzie tłumaczony jako „dojrzały”.

 

A co ze słowem „święty”?

Mamy tutaj sytuację, która dla tłumaczy jest jednocześnie idealna i koszmarna.

Idealna, gdyż w całej Biblii jest tylko jeden wyraz oznaczający „święty” – w Starym Testamencie to hebrajskie „qodesh” – wymawiane tu często niepoprawnie „kadesz”, a w Nowym – greckie „hagios”, z którego to m.in. pochodzi taki termin jak hagiografia. Nie sprawdzałem kilkuset w sumie wystąpień tych słów w Biblii, ale w tych wszystkich, które sprawdziłem, „święty”, tłumaczone było z kadesz albo hagios.

Kadesz i hagios nie pochodzą od innych wyrazów, są same w sobie rdzeniem, są unikalne.

Językowo rzecz ujmując, wyrazy te nie mają w Biblii ani synonimów, ani homonimów. Może z jednym wyjątkiem – o którym za chwilę. Sytuacja bardzo prosta – wydawałoby się – ale – jednak – nie jest nam dane studiować go w żadnym innym kontekście ani porównywać jego innych znaczeń, co zazwyczaj bardzo ułatwia tłumaczenia.

To tak, jakbym stworzył definicję „święty oznacza bycie świętym”.

Wspomniałem przed chwilą o wyjątku – otóż quodesh ma kilka innych wyrazów w swojej rodzinie – jednak używane są bardzo sporadycznie i znaczeniowo niemal są identyczne, z wyjątkiem – haha – jedynego z nich, które właśnie wymawia się kadesz – i oznacza… mężczyznę oddającego się religijnej prostytucji.

Mamy jednak też sporo innych tekstów starożytnych i z nich dowiadujemy się, iż oryginalnie zarówno quodesz jak i hagios oznaczają coś unikalnego, innego, odmiennego od reszty.

Słownik Stronga podaje, iż quodesh (6944) oznacza po prostu oddzielność, inność, zaś hagios (40) to inny, niepodobny.

Okazuje się, że religijna idea świętości i doskonałości nie ma absolunie nic wspólnego z bezgrzesznością.

Święty – to inny od większości.

Większość składa krwawe ofiary z ludzi, wyzyskuje się wzajemnie, morduje.
Bądźcie inni – mówi Jahwe.

Większość chce pokonać Rzymian i sprawić, by to oni stali się niewolnikami; chce płacić pięknym za nadobne.
Bądźcie inni – mówi Jezus.

Gdybym nie urodził się w religijnym domu i nie miał z religią żadnej styczności do, powiedzmy, 30. roku życia, i wtedy jakby mi ktoś powiedział, że istnieje Bóg który żąda od nas, żyjącym na tym – delikatnie mówiąc – niełatwym świecie – doskonałości w każdym czynie i myśli – stwierdziłbym, że to bujda, że nikt nigdy nie wymyśliłby niczego tak popapranego i że nie ma szans, by ktoś wierzył w takie bajki.

A wierzy podobno kilka miliardów ludzi…

Jeśli w Mt 5:48 Jezus mówiłby „Bądźcie więc bez jednego grzechu, jak bez grzechu jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48), słuchacze już by Mu nie zarzucali herezji, a postradanie zmysłów.

Bóg – bez grzechu? Stawianie obok tych słów nie mieściłoby się w ogóle głowie. To nie ma sensu.

A bezgrzeszny człowiek? Wbrew temu, co dzisiaj uczy religia, dla żydów grzech to nie było jakieś kłamstewko, zerwanie jabłka z cudzej jabłoni, przekleństwo czy też zapomnienie o modlitwie przed jedzeniem. Grzechem było przekroczenie jednego z 613 przykazań Prawa mojżeszowego. Jeśli przekroczenie to było nieumyślne, stosowało się karę w tym Prawie określoną, jeśli zaś umyślne – karą zawsze była śmierć.

I o tym, na marginesie, TYLKO O TYM, wspomina Biblia, gdy czytamy  „zapłatą za grzech jest śmierć”.

Odnosiło się to do śmierci przez ukamienowanie, i stosowano to tylko do żydów (ewentualnie prozelitów, którzy zdecydowali się przejść na judaizm).

Prawo bowiem było częścią Przymierza, i zawarte było one wyłącznie między Izraelem i Bogiem.

Nigdzie w Biblii nie występuje idea ludzkiej bezgrzeszności. Nigdzie też nie ma ani słowa o karze za grzechy po śmierci.

A kiedy przesłanie Chrystusowe zostało do końca objawione… okazało się, że o ogóle żadnej kary już nie trzeba się obawiać.

Kapłani jednak po przemianie w księży lub pastorów pragną wciąż władzy nad duszami… a czym lepiej rządzić ludźmi niż strachem…

Ty jednak nie musisz się bać. Bardziej prawdopodobne jest to, że sam wrzucisz swoje dzieci do ogniska niż to, że zrobi to z nami Bóg!

ostatnia edycja – 25 listopada 2021

Czy pójdę po śmierci do nieba?

Pomimo naszej wspaniałości – wszak stworzeni jesteśmy na Boży obraz – tu, na ziemi, mamy dość jasno postawione granice.

Nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy ograniczeni czasem i przestrzenią. Nie potrafimy przenieść się o dzień do tyłu albo w jednej chwili znaleźć się po drugiej stronie oceanu (och, jak bardzo by sie ta umiejętność przydała, zwłaszcza przy obecnych restrykcjach podróżowania, narzuconych przez większość krajów przy pandemii covid-19).

Jezus dobitnie i z humorem przypomniał nam o tych ograniczeniach:

Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? (Mt 6:27)
Któż z was może troskliwą zapobiegliwością dodać do swojego wzrostu łokieć jeden? (Łk 12:25, BW)

Bardziej dyskusyjne może dla niektórych wydawać się twierdzenie, iż jesteśmy również poważnie ograniczeni umysłowo. „Może inni, ale nie ja” 😺

Zastanówmy się na chwilkę! To zastanowienie przecież nic nie kosztuje, a jeśli nasze „poważne ograniczenia umysłowe” istnieją, i możliwe jest ich pokonanie, najważmiejsze oczywście będzie… uświadomienie sobie ich!

Pomóc w tym może analogia przychodzącego na ten świat dziecka.

Kiedy ledwie zacznie stawiać pierwsze kroki, prędzej czy później usłyszy słowa „nie dotykaj, gorące”.

Załóżmy, że owe dziecko jest bardzo uległe, i nie będzie miało w sobie cienia ochoty na bunt (coś dzisiaj równie często spotykane, co pięciogłowe smoki) i całe życie uda mu się nie dotknąć niczego, co jest gorące.

Kiedy dorośnie, czy ten dorastający człowiek będzie znał znaczenie słowa „gorące”?

Czy potrafimy komuś, kto nigdy niczego gorącego nie dotknął, opisać tak dobrze, co ten termin znaczy, by ta przekazana wiedza równała się doświadczeniu?

Chocbyśmy nie wiem jak się starali, będzie to bardzo niedoskonałe. Osoba, która nigdy się nie oparzyła, może usłyszeć lub przeczytać tony opracowań o oparzeniach, i dowiedzieć się mnóstwa faktów na ten temat, wszakże… bycie gorącym oznacza tylko szybsze drgania atomów w substancji, znana jest też cała fizjologia rekacji skórnej, przewodzenia bodzćów, niesamowicie genialnej współpracy układu współczulnego i przywspółczulnego…

Cała te wiedza jednak nie będzie równała się doświadczeniu. Bez doświadczenia nie mogę powiedzieć, że tak naprawdę wiem, co to znaczy „gorący”.

Niektórych rzeczy po prostu… nie da się poznać bez bezpośredniego doświadczenia (a może… i wszystkich?)

A nie sposób doświadczyć rzeczy, do których się nie ma dostępu.

Jednym z moich marzeń jest doświadczenie „zero G”, czyli stanu w którym nie jest odczuwalna grawitacja. Nie słyszałem aby na powierzchni ziemi komukolwiek udało sie to jednak osiągnąć.

Za niecałe 10 tysięcy dolarów można polecieć samolotem, które lecąc specjalną trajektorią wytworzy „zero G” przez 20-30 sekund.

Sporo czytałem o tym, jak czują sie ludzie w „zego G”, jak zachowuje się nasz organizm, jak operuje się przedmiotami i tak dalej, ale… tak naprawdę niewiele mi to daje. Wciąż nie mam pojęcia, jak to naprawdę jest – być w zero G.

W tym roku jednak dane mi było doświadczenie czegoś choć troszkę kosmicznego… W okresie, kiedy nasza planeta wlatuje w Perseidy, największy rój meteorów, udalo mi się zaplanować urlop i pojechać w miejsce oddalone od wielkich miast, by lepiej widzieć niebo i zobaczyć „spadające gwiazdy”, bo jak do tej pory nigdy żadnen nie było mi dane zobaczyć.

Pełen sukces! I choć bynajmniej tego co widziałem nie nazwałbym „roje” bo przez dwie noce zobaczyłem… nie pamiętam dokładnie ile meteorów, ale to nie była szalone liczba – jednak jeden z nich wyrył się w mojej pamięci tak wyraźnie, jakbym go widział chwilę temu. Widziałem go tak wyraźnie, iż dostrzegłem, jak zamieniał się w płomień, gdy spalał się w atmosferze!

To nie ten płomień jednak był moim „dotknięciem” kosmosu.

Była nim… prędkość.

Każdy z nas widział na niebie samoloty. Te latające naprawdę wysoko są dla nas malutkimi kreseczkami powolutku przesuwającymy się po niebie. Wiele minut może upłynąć, nim przelecą cały widnokrąg, choć lecą naprawdę szybko. Kiedyś zobaczyłem, lecąc na wysokości 10 km, jak przelatuje blisko mnie inny samolot, i ta szybkość mnie już niesamowicie oczarowała, bo na ziemi nigdy nic tak szybkiego nie widziałem.

A leciał najprawdopodobniej z prędkością 800 kilometrów na godzinę. Maksmymalnie 1000.

Meteory zaś… osiągają prędkość 72 kilometrów… na sekundę.To nie 1000, nie 10 tysięcy ani nawet 100 tysięcy kilometrów na godzinę.

To 260 tysięcy kilometrów na godzinę.

I ten wielki meteor, który widziałem, przeleciał cały widnokrąg w sekundę, może półtorej.

To trywialne, jak może ktoś pomyślec, doświadcznie, w moim poczuciu przybliżyło mnie nieco do rozumienia kosmosu. Gdzie tam jeszcze do prawdziwego zrozumienia, wręcz „poczucia”, kosmicznych odległości, wszak najdalsza gwiazda widziana ludzkim okiem leży w odległości „zaledwie” 4 tysięcy lat świetlnych… a światło podrózuje nie tysiąc, nie 260 tysięcy, nie milion kilometrów na godzinę… a ponad miliard.

Choć mam nadzieję doświadczyć za życia „zero G” co do prędkości światła raczej nie łudzę się, że mi się to uda 😺

I tak na marginesie, nie, nie jestem autorem powyższego zdjęcia, i w ogóle to nie zdjęcie, albo inaczej – „zdjęcie na sterydach” – jestem autorem jedynie tego na samej górze, ze znakami STOP 😺

Poniżej jeszcze wkleję inne zdjęcie na sterydach, choć już mojego autorstwa… przedstawia scenę z mojego niedawnego snu… za dużo chyba myślę o meteorach 😺😹

I to właśnie rozumiem pod pojęciem ograniczenia umysłowego. Poznajemy świat zmysłami i do właściwego zrozumienia potrzebujem zaangażowania tych zmysłów – im więcej ich, tym lepiej – jeśli zaś jesteśmy od przedmiotu rozważań oddaleni i nie możemy go doświadczyć, nie możemy go też w pełni zrozumieć.

Możemy wiele faktów poczytać o prędkości światła, ale ponieważ jej nie doświadczyliśmy, tak naprawdę… jej nie znamy.

Jak możemy zatem stwierdzić, że… znamy Boga?

Boga, który z definicji jest większy i potężniejszy od nas w sposób o wiele mniej porównywalny niż prędkość samolotów, meteorów lub światła?

Oczywiście, każdy z nas może mieć doświadczenia, które nas w jakimś stopniu przybliżają do poznania Stwórcy, i proces Jego poznawania może być jak najbardziej autentyczny, ale jaką głupią śmiałością byłoby stwierdzenie, że Boga po prostu się zna?

Pół biedy jeśli tylko zwodzimy samych siebie i żyjemy sobie w buńczucznym przekonaniu, iż znamy Boga – tragedia zaczyna się, jeśli do tego ubzdura się nam że nasze doświadczenie jest lepsze niż doświadczenie kogoś innego, i że możemy z innych szydzić albo chociaż ich pouczać.

Tutaj już jest tylko krok do fanatyzmu. I krucjat.

Tyle.. wstępu 😺😺😺

Nie spróbuję zatem napisać artykułu o tym, jaki jest Bóg, spróbuję jednak napisać o czymś porównywalnie być może dla nas odległym i nieznanym.

Tak się składa, że najczęściej zadawane mi przez czytelników pytania dotyczą właśnie tego, co się z nami stanie po śmierci. Różnie ubierane jest to w słowa, przykładowo „skąd mogę wiedzieć, czy będę zbawiony”, „czy protestanci/ muzułmanie/ katolicy/ ateiści mogą dostać się do nieba” albo „czy wszyscy zabójcy idą do piekła” i tak dalej.

Niemal wszyscy chrześcijanie wierzą, iż człowiek po śmierci może dostać się do jednego z dwóch miejsc – nieba lub piekła. Niektóre denominacje dodają do tego czyściec, jednak jest to tylko miejsce pobytu tymczasowego, więc de facto wciąż pozostają dwie możliwości – niebo lub piekło.

Tak zdaniem większości przedstawia to Biblia.

Co na to jednak logika?

Wszechmocny Bóg stworzył świat jako rodzaj laboratorium, w którym ludzie wsadzani są wbrew własnej woli na ileś tam lat, przy czym lata te, z nielicznymi wyjątkami, są najczęściej mocno zdominowane cierpieniem (nie patrzmy tutaj przy tym na naszych uprzywilejowanych, bnogato urodzonych sąsiadów ale na statystyki, gdzie większość ludzkości świata w tym momencie doświadcza głodu, bezdomności lub uwięzienia), no i po tych niełatwych latach życia… większość trafia do miejsca wiecznych tortur, a resztka – do raju, gdzie wiecznie będą się pławić w nieustannej radości…
… niewiele przejmując się tym, że spora część, a może i wszyscy, z ich rodziny i przyjaciół, cierpią wieczne męki…

😹

Kochani… jak to nie jest największym idiotyzmem, który ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił, to doprawdy nie wiem, co nim jest.

Już mniejsza o to, że owe miejsce tortur, piekło, jest takie same dla kogoś, kto zadawał innym cierpienie przez kilkadziesiąt lat życia i dla kogoś, kto żył raptem kilkanaście lat ale „odrzucił Jezusa jako Pana i Zbawiciela” – głównie dlatego, że nie potrafił zaufać przedstawiającym mu ewangelię hipokrytom, którzy zaprzeczali swoją postawą każdemu słowu, które mówili.

Czy Bóg nie mógł stworzyć świata nieco łatwiejszego, bez obozów koncentracyjnych, nowotworów i handlu ludźmi?

Czy Bóg nie mógł uczynić zasad dostania się do „nieba” łatwiejszymi, tak by blisko 100% mogła się tam dostać? Według religii bowiem w Biblii stoi, iż znakomita większość ludzi idzie do piekła (Mt 7:13n).

I wreszcie… jak Bóg może oczekiwać, że będę wiecznie szczęśliwy wiedząc, że moi bliscy cierpią katusze nie do opisania?

Powstało mnóstwo teorii teologicznych, które to wszystko pięknie wyjaśniają, z wielką ilością mądrze brzmiących wielkich słów i cytatów biblijnych.

Podsumuję je wszystkie dwoma słowami.

Chrzanić je.

Obojętność na czyjeś cierpienie ma swoją nazwę.

Psychopatia.

Albo niebo zatem będzie pełne psychopatów, albo te wszystkie teologiczne teorie są nic niewarte.

Kto jednak jest autorem tego nonsensu? Czy Biblia, czy ci, którzy ją interpretują?

I tutaj padnie twierdzenie, które być może przeczytasz pierwszy raz w życiu, ale jeśli cierpliwie poczekasz chwilę, postaram się przekazać dowody, które mogą cię przekonać, że jest prawdziwe.

Biblia nic nie mówi o tym, co dzieje się z człowiekiem po śmierci.

Okej, poprawniej powinienem po wyrazie „Biblia” dodać „niemal”, ale to by zepsuło efekt 😺

Biblia bez wątpienia wspomina kilka razy o „życiu po życiu”, ale na 31 tysięcy znajdujących się tam wersetów, odniesienia do życia pozagrobowego odnajdziemy może w dziesięciu z nich.

Religia zmanipulowała zarówno interepretacją, jak i samymi tłumaczeniami Biblii, aby wyglądało na to, iż z niemal na każdej stronicy biblijnej oczekuje nas obietnica nieba lub groźba piekła, jednak jest to trywialna w udowodnieniu nieprawda.

W czasach biblijnych ludzie niewiele czasu poświęcali rozmyślaniom, co się z nami stanie po śmierci. Może wydac nam się to dziwne, bo dziś większość religii skupia się przede wszystkim na dostaniu się do nieba, jednak realia starożytnego myślenia były inne. Może dlatego, że przeżycie tam kakżdego dnia było o wiele trudniejsze niż dzisiaj? Ludzie skupiali się na tym, co dotyczyło ich w pierwszej kolejności, czyli – na życiu codziennym.

I o nim też jest Biblia.

Jeżeli znasz sporo wersetów, w których autorzy biblijni straszą piekłem lub obiecują życie wieczne, najprawdopodbniej wszystkie one nie mają nic wspólnego z życiem wiecznym, uległeś jedynie bardzo przekonującej religijnej interpretacji.

Więcej na ten temat piszę w artykule O czym jest Biblia?,tutaj może podam tylko jeden prosty przykład takiego wypaczenia interpretacyjnego, aby fragment na siłę odnieść do „życia wiecznego”, a nie doczesnego.

Większość chrześcijan jest przekonanych, iż człowiek ma za życia wybór „nawrócić się” i być zbawionym albo iść do piekła.

Często podczas płomiennych kazań na ten temat cytuje się następujące słowa:

Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie (Łk 13:3b.5)

Popatrzmy jednak na kontekst:

W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie. (Łk 13:1-5)

 

TAK SAMO. W ten sam sposób.

Piłat zamordował Galilejczyków, nie wrzucił ich do piekła.

Wieża w Siloam pozbawiła osiemnastu ludzi ich życia biologicznego, a nie wiecznego, duchowego.

Jezus zatem w 13 rozdziale Ewangelii Łukasza przestrzega nie przed pójściem do piekła, a przed śmiercią fizyczną. Mówiąc tu zatem o nawróceniu – mówi również o czymś dotyczącym doczesności, nie zaś „zbawczej wiary w ofiarę Chrystusa” bo ówczas ofiara ta nie tylko nie miała jeszcze miejsca, a Jezus nikomu jeszcze o niej nie powiedział. Zaczął o niej mówić dopiero pod koniec swojej misji, więcej o tym piszę w artykule Ofiara na krzyżu.

Na ogół wszystko, czego potrzebujesz, aby dowiedzieć się, o czym naprawdę dany tekst biblijny jest, to zobaczyć jego kontekst. Przeczytać kilka, kilkanaście wersetów przed badanym fragmentem, kilka po, i już… tajemnica rozwikłana. Dobrze jest wziąć więcej niż jedno tłumaczenie, zajrzeć do jakiejś parafrazy, tekstu, tłumaczenia internlinearnego – w Internecie te wszystkie narzędzia są za darmo – i poświęcić fragmentowi kilka, może kilkanaście minut.

Och, ileż scen tego typu pamiętam, gdy po wykonaniu wyżej opsanych czynności siedziałem z autentycznie rozdziawioną szczęką, widząc jakiś werset biblijny tak naprawdę pierwszy raz w życiu, choć widziałem go setki razy… Kiedy to ze zdziwieniem konstatowałem, iż całe życie miałem o nim mylne przeświadczenie…

Zdziwienie czasem ustępowało złości… złości na instytucję, która mnie tyle lat oszukiwała… zaraz jednak następowała radość, radość z posadanej wolności myślenia!

Bynajmniej nie twierdzę, iż moje myślenie jest bezbłędne ani nawet że moja interpretacja Biblii jest na ogół poprawna – wiem jednak przynajmniej, że jeśli się mylę, błąd ten wynika z mojej osobistej pomyłki lub niewiedzy, a nie jest efektem poddania manipulacji!

Jeśli już jestem przy tym temacie, nie sposób nie wspomnieć o…

DUSZY

Otóż, jeśli czytasz Biblię i wydaje ci się, że w którymś miejscu każe ona bać się o swoją duszę, bądź spokojny. W ani jednym miejscu Biblii wyraz „dusza” nie odnosi się do naszej niecielesnej i nieśmiertelnej cząstki. Dusza w Biblii zawsze oznacza ziemskie życie, czyli utracić duszę = umrzeć. Więcej o tym piszę w artykule Dusza – co to naprawdę jest?.

No dobrze, skoro Biblia niemal nic nie mówi o życiu pozagrobowym, to „niemal” oznacza, iż coś jednak mówi. A co mówi?

Te nieliczne biblijne odniesienia do życia wiecznego odnoszą się do konkretnych sytuacji, i są w nich po prostu zdane jest relacja z tego, co się działo. Nikt nie formułuje wtedy jakichś ponadczasowych reguł, nie sposób zatem odnieść sytuacji tych bezpośrednio do naszego życia, nie można też sformułować według nich żadnych teologicznych twierdzeń. Jeśli przykładowo Bóg powiedział Mojżeszowi „idź do faraona”, nie odnosi się to do nikogo innego, nie wolno na tym budować żadnej doktryny.

Niezbyt trudno uwierzyć, że Bóg nie każe nikomu dzisiaj iść do faraona i namawiać, by wypuścił on lud Izraela, a jednak… miliony ludzi obstają przy tym, że Dekalog został dany wszystkim ludziom, choć kontekst nie pozostawia wątpliwości, iż jest częścią przymierza między Bogiem i Izraelem, a nie kimikolwiek innym… więcej o tym w artykule Przykazania – dla kogo i dlaczego.

Adresat przesłania – to podstawa egegezy biblijnej! Kiedy Bóg chce coś powiedzieć wszystkim ludziom, zaznaczy, iż jest to dla wszystkich, jednak kiedy mówi do Mojżesza, to mówi do Mojżesza.

I kiedy Paweł pisze do Tymoteusza, też… pisze do Tymoteusza. Nie do mnie. Jeśli kontekst i dane nam do Boga logiczne myślenie pozwalają nam stwierdzić, że w Liście do tm *znalexc odnosnik) jest podane coś, co można uznać za skierowane do wszystkich ludzi, wtedy to akceptuję. I tylko wtedy!

Religia oczywiście jest bezwzględna i do swioch potrzeb nie cofnie się przed łamaniem zasad egzegezy! Zobrazować to może komiczny przykład:

[Judasz] Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł Jezus rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!

Jest to przykład nierealny i przerysowany, ale pokazuje styl manipulacji używany przez religię. Po pierwsze, wyrwanie z kontekstu, drobne zmiany w tekście (powyższy akapit to hybryda Mt 27:5 i Łk 10:37), zupełne ignorowanie kontekstu i czynienie z jednej, konkretnej sytuacji przykazania dla przyszłych pokoleń. Judasz, owszem, powiesił się, ale sytuacja ta dla nas nie ma absolutnie żadnych konsekwencji!

STARY TESTAMENT

W Starym Testamencie rozmyślań o życu wiecznym praktycznie nie ma i w tym temacie teologowie (wyjątkowo!) nie różnią się wiele w opiniach. Przykazania zostały dane Izraelowi aby „żył szczęśliwie i dostatnio na ziemi” (Wj 20:12) (choć ludowe chrześcijaństwo oczywiście zawsze widzi w przykazaniach drogę do raju bram, nie ma to – zwłaszcza w Starym Testamencie – ani jednego zdania, które mogłoby służyć do obrony tej tezy)

A w których miejscach Stary Testament w ogóle zajmuje się tematem tego, co dzieje sie z człowiekiem po śmierci?

Bóg zapowiada Mojżeszowi jego śmierć słowami „zostaniesz przyłączony do twoich przodków” (Lb 31:2b). To określenie występuje w Starym Testamencie zresztą nie raz. Tak samo opisywana jest przykładowo śmierć Jakuba””

Gdy Jakub wydał te polecenia swoim synom, złożył swe nogi na łożu, wyzionął ducha i został przyłączony do swoich przodków (Rdz 49:33)

Można to odczytywać jako obietnicę ponownej możliwości kontaktowania się ze zmarłymi niegdyś ludżmi, jednak bez opisania najmniejszych szczegółów, jak by to miało wyglądać. Zresztą… być może „przyłączenie do swoich przodków” to po prostu metafora pogrzebu?

Znajdziemy też w Starym Testamencie kilka nie do końca jasnych wyrażeń jak na przykład „nie pozostawisz mojej duszy w grobie” z Ps 16:10 lub wzniosły fragment we wspaniałej, prawdopodobnie najstarszej, spisanej około 1900 roku przed naszą erą, Księdze Hioba:

Lecz ja wiem, że Odkupiciel mój żyje i że jako ostatni nad prochem stanie! Że potem, chociaż moja skóra jest tak poszarpana, uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga. (Hi 19:25n)

Te fragmenty brzmią pięknie i inspirująco, niestety – nie nadają się zupełnie do tworzenia teologii. Psalmy czy księga Hioba to tak naprawdę literatura piękna, nie traktaty teologiczne. Tłumaczenie metafor języka Hebrajskiego sprzed kilku tysięcy lat jest zajęciem ogromnie skomplikowanym, czego zresztą najlepszym dowodem jest to, że nie sposób znaleźć jednego akapitu, który wyglądałby identycznie w różnych tłumaczeniach.

No a Nowy Testament?

W stosunkowo niedalekiej przeszłości dzieliłem powszechne przekonanie, iż niemał cały Nowy Testament to jednak wielka przestroga przed wiecznymi mękami w piekle. Przekonanie to jednak nie ma w sobie nawet cienia prawdy.

Zacznę od najtrudniejszego tematu!

Księga Objawienia, Apokalipsa!

Bardzo długo byłem przekonany, iż co jak co, ale Apokalipsa to na 100% omawia kwestie życia wiecznego, końca świata, Sądu Ostatecznego. Moje przekonanie brało się jednak stąd, że nigdy tej Księgi nie czytałem.

To znaczy otwierałem ją, przebiegałem oczami po literkach i składałem z nich wyrazy, ale jej nie czytałem, tylko dopasowywałem ją do interpretacji, którą nauczyła mnie religia.

Gdybym ją bowiem czytał, to po kilku sekundach już bym wiedział, o czym jest.
Poświęćmy zatem kilka sekund na przeczytanie początku Księgi Objawienia:

Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg, aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem, a On wysławszy swojego anioła oznajmił przez niego za pomocą znaków słudze swojemu Janowi.(Obj 1:1)

Czy możesz przeczytać głośno szesnaste słowo w powyższym wersecie i odpowiedzieć, to te słowo oznacza?

Czy oznacza „za ileś tam tysięcy lat”?

Czy oznacza „po wielu, wielu pokoleniach”?

Jakkolwiek jest trochę miejsc w Biblii, gdzie nie da się – poprzez przepaść językową, czasową i kulturową – stwierdzić bez wątpienia, jak powinno się coś przetłumaczyć, to miejsce nim nie jest.

Grecki wyraz “tachei” jest bardzo prosty, występuje w Biblii 8 razy, i można go tłumaczyć jako wkrótce, niebawem natychmiast, lub nawet – dla podkreślenia wyjątkowo krótkiego upłyniętego czasu – „równocześnie”, co widzimy w tym fragmencie:

Wtem zjawił się anioł Pański i światłość zajaśniała w celi. Trąceniem w bok obudził Piotra i powiedział: Wstań szybko! Równocześnie z rąk [Piotra] opadły kajdany. (Dz 12:7)

Wiele komentarzy biblijnych zupełnie omija to niewygodne „niebawem” zaś te, które go omawiają, albo każą go ignorować (ignorowanie niewygodnych faktów – cecha wspólna wszystkich dyktatur i kultów), albo usiłują wymyśleć coś brzmiącego mądrze.
Ignorującym słowo „niebawem”; uważającym, że jest ono tam przypadkiem, chętnie wskazałbym fragment kilka linijek poniżej:

Błogosławiony, który odczytuje, i którzy słuchają słów Proroctwa, a strzegą tego, co w nim napisane, bo chwila jest bliska. (Obj 1:3)

Chwila jest bliska… czy to też mamy zignorować?

Bardziej dociekliwym czytelnikom religia usiłuje wmówić, że określenie „niebawem” i „chwila jest bliska” odnoszą się tylko do części Księgi Objawienia, podczas gdy większość jej proroctw oczywiście dotyczy końca świata.

I tutaj znów z pomocą przychodzi… sam tekst biblijny.

Na samym końcu Apokalipsy, po opisie tego, co religia każe nam wierzyć że jest opisem końca świata (począwszy od rozdziału 21), znajdziemy te słowa:

I rzekł mi: Te słowa wiarygodne są i prawdziwe, a Pan, Bóg duchów proroków, wysłał swojego anioła, by sługom swoim ukazać, co musi stać się niebawem.(Obj 22:6)

I jest to ten sam wyraz użyty w Obj 1:1. Tachei.

Księga Objawienia sama stwierdza, iż dotyczy nie końca świata, a wydarzeń bliskich czytelnikom, więc czasu przełomu I i II wieku naszej ery.

Przyznam, że uznanie tego faktu było jednym z trudniejszych etapów mojego wychodzenia z religijnego myślenia. Bez problemów przestałem wierzyć, iż czekają nas jeszcze jakieś plagi z rąk miłującego Boga, ale wiara, iż „nowe niebo i nowa ziemia” (Obj 21), gdzie to Bóg „otrze z oczu wszelką łzę”, i gdzie wszystkie problemy znikną, nie odnosi się wcale do mojego „życia wiecznego”, utrzymywała się we mnie wbrew logice jeszcze jakiś czas.

Byłem to tego fragmentu bardzo przywiązany emocjonalnie, a emocje na ogół przyćmiewają logiczne myślenie!

Logika jednak kazała też doczytać resztę Obj 21, i chociaż w Obj 21:4 jest zapewnienie iż „krzyku ani trudu już nie będzie”, kilka wersetów dalej czytamy o jeziorze gorejącym ogniem i siarką, w którym ktoś jednak będzie dręczonym, więc… okej, dziękuję, nie wierzę w niebo psychopatów, gdzie część ludzkości doznaje radości mając gdzieś pozostałych cierpiących katusze.

Cokolwiek miało wydarzyć się w Księdze Objawienia, wydarzyło się niespełna 2000 lat temu.

No ale o czym dokładnie jest Apokalipsa? To pytanie omawiam a artykule Apokalipsa – czy czeka nas zagłada?

Jeśli zatem Księga Objawienia nie mówi nic o naszym życiu wiecznym, piekle czy niebie, co z Ewangeliami i Listami?

Z Listami łatwa sprawa. Ich autorzy skupiają się na dwóch tematach – moralnego życia i poprawności doktryny – i istnieje tylko kilkanaście fragmentów, które – wyrwane z ich kontekstów – używane są przez religię do straszenia. skończeniem w piekle. Część z nich omawiam w innych artykułach na tej witrynie.

Wiele się wyjaśnia, gdy uświadomimy sobie, iż apostołowie, gdy używali słowa „śmierć”, nigdzie nie odnosili się do piekła (mało tego, nawet religii nie udało się w Listach znaleźć żadnego miejsca, które udałoby się odnieść w ogóle do tematu piekła). Kiedy widzimy słowo „śmierć” lub „umierać”, poza nielicznymi fragmentami, w których mówili o rzeczywistej, fizycznej śmierci (prawie wyłącznie mówiąc o śmierci Jezusa), zawsze chodzi o stan niewiedzy ludzkiej, stan oddzielenia od Boga, ale spodowany nie gniewem Bożym, lecz naszą niewiedzą.

Temat śmierci jest spójnie przedstawiany od pierwszych stronic Biblii po ostatnie.

Jeżeli bowiem przestępstwo jednego [Adama] sprowadziło na wszystkich śmierć (…) (Rz 5:15a)

Popatrzmy dokładnie, co Bóg powiedział Adamowi:

ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz. (Rdz 2:17)

Co się stało po tym, gdy Adam i Ewa zjedli zakazany owoc? Fizycznie – nie umarli.

 

Ponieważ nie możemy Bogu zarzucić przesadzania, nie mówiąc już o kłamstwie, widać, iż śmierć w Biblii może oznaczać inny rodzaj śmierci, przykładowo jakiś rodzaj naszej separacji od Boga.

Śmierć ta jest w pewnym sensie spowodowana grzechem, ale nie na tej zasadzie, na której myśli religia – człowiek popełnia grzech i od tej pory Bóg nie może już patrzeć na jego zbrukaną duszę.

Jest to temat na kolejny artykuł, w tej chwili zauważmy tylko, co się stało w Edenie: człowiek zjadł owoc ale nic się w tym momencie nie stało, poza tym że…

Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. (Rdz 3:6n)

 

Otworzyły się im oczy. To ciekawe! Każdy z nas chce otwarte oczy. Ale co przy okazji się stało? Poznali, że są nadzy. Czy bycie nagim bylo złe? Nie, Bóg stworzył człowieka nagim i potwierdził, że „to było dobre” (Rdz 1:31). Założenie, że bycie nagim jest złe, jest jednym z ludzkich, nie Bożych, wynalazków.

To nie bezpośrednio grzech oddziela nas od Boga. To nasze przeświadczenie. Nauczeni życiem z surowymi zasadami i często bezlitosnymi rodzicami jesteśmy przeświadczeni, że każde przekroczenie jakiejś normy musi spotkać się z karą.
I takim malujemy w umysłach naszych Boga.

A winą tu…

Zostawiona na deser część Biblii, czyli…

Ewangelie

A raczej winne są nie same Ewangelie, o ile oczywiście ich „jedynie słuszna” interpretacja narzucana nam przez religię.

Intepretacja ta głosi, iż Jezus przyszedł na świat aby poinformować ich, że jeśli się nie nawrócą, tzn. Nie zostaną chrześcijanami, to skończą w piekle.

Oto pytania, które dzisiaj nasuwają mi się po usłyszeniu takiej interpretacji natychmiast:

Dlaczego Jezus czekał z tym arcyważnym przesłaniem tyle tysięcy lat?
Dlaczego swoje przesłanie dał ludziom w taki sposób, że spora część świata o nim nie słyszała przez następne półtora tysiąca lat… a i dzisiaj są miejsca, w których wciąż o nim nie słyszeli?

I wreszcie… jeżeli Jezus rzeczywiście przestrzegał przed czymś tak nieporównywalnie ważniejszym od wszystkiego innego, naszym losem w wieczności… dlaczego, na Boga, dlaczego, przesłanie to wydaje się takie zagmatwane, iż każda religia widzi tam coś zupełnie innego?

Istnieje oczywiście uniwersalna odpowiedź religii… znam ją doskonale, bo serwowano mi ją bez liku przez lata.”Kimże jesteś, by zrozumieć Boga, On robi, co chce, nie musisz wszystkiego wiedzieć!”

Nigdy jednak taka odpowiedź nie wydawałaby mi się czymś, co Jezus by ludziom odpowiedział…

Moim zdaniem…

Bóg nie pogniewa się na człowieka za to, że stawia pytania.

Jeżeli już miałby się pogniewać (choć według mnie nie jest to możliwe), to pogniewałby się za to, że nie używamy rozumu, który nam dał.

No dobrze, o czym są zatem Ewangelie?

Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. (Mt 1:1)
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. (Mk 1:1)
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (J 1:1)

Pierwsze słowa 3 z 4 Ewangelii od razu zapowiadają, że rzecz będzie o Jezusie. Pierwszy werset Ewangelii Łukasza natomiast nie mówi jeszcze wiele:

Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, (Łk 1:1)

Ale następne wersy też zmierzają do Jezusa – Anioł Gabriel ukazuje się wpierw Zachariaszowi, zapowiadając narodziny Jana, po czym ukazuje się Marii, zapowiadając narodziny Jezusa.

Ewangelie są o Jezusie, a jaka była Jego misja?

I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. Mt 4:23
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. (Mk 1:14)
Lecz On rzekł do nich: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. (Łk 4:43)

Z tych wersetów widać, iż Ewagelie są o Jezusie, a Jezus przyszedł na ziemię, aby głosić o Królestwie.

Przygotowuję osobny artykuł o Ewangeliach, ale temat Królestwa omawiam w artykule Królestwo Boże – jak je odziedziczyć?

W powyższym artykule, oraz w tym nowo przygotowywanym,omówię temat Ewangelii wyczerpująco, także zachęcam do zapoznania się z nimi jeżeli to, co teraz napiszę, okaże się dla ciebie zbyt niewiarygodne.

Panuje równie powszechne co zupełnie nieuzasadnione przeświadczenie, iż królestwo Boże to Niebo, do którego ludzie mają szanse dostać się po śmierci.
W Biblii jednak ani słowa na ten temat nie znajdziemy. Niebo i Królestwo niebieskie nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego.

Królestwo niebieskie jest – albo miało być – na ziemi, a niebo… jest w niebie 😼

Nie znajdziemy w ogóle żadnego odniesienia Królestwa do czegokolwiek po śmierci.

Królestwo ma dwa znaczenia:

Dosłowne – chodzi tu o ziemskie królestwo narodu Izraela, które zostało obiecane po spełnieniu pewnych warunków Izraelowi.

O nie pytali Apostołowie:

Zapytywali Go zebrani: Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela? (Dz 1:6)

Przenośne – jako stan życia wewnętrznego, radość, pokój (odnosniki z Ew. I Pawła)
Początkowo Jezus skupiał się na tym pierwszym – przecież został posłany Izraelowi – jednak Izrael przesłanie Jezusa odrzuca.

 Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest. (Łk 17:21b)
„Bo królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym”22 (Rz 14,17)

W Biblii odrzucenie Jezusa jest bardzo wyraźnie opisane, i kontrastowo, wręcz symbolicznie, opis tego znajdziemy powtórzone trzykrotnie.

Wpierw mamy generalne odrzucenie Jezusa, co Izrael przypieczętowuje doprowadzając do śmierci Jezusa.

Później jednak, widzimy jednak światełko nadziei – począwszy od drugiego rodzdziału Dziejów Apostolskich czytamy, jak Piotr i inni apostołowie głoszą o Chrystusie w Jerozolimie i liczba nawróconych idzie w tysiące. Niestety, wciąż jest to niewielki procent ponad półmilionowego miasta.

Ostatecznie występuje Szczepan, który ma dar niesamowitej mądrości i potrafi w kilkunastu zdaniach streścić trzy czwarte Biblii!

Rozdział 7 zawiera jedno z jego przemówień, niestety, ostatnie… Kończy się słowami:

Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego. A wyście zdradzili Go teraz i zamordowali. (Dz 7)

Niestety, Szczepan zapowiada rówież swój los.

Szczepan zostaje zamordowany, i wydaje się, że również odrzucona jest Dobra Nowina głoszona przez Chrystusa.

A jednak – jeden z uczestników zamordowania Szczepana, Szaweł, zostaje Pawłem, i po latach napisze coś takiego:

przez objawienie oznajmiona mi została ta tajemnica, jaką pokrótce przedtem opisałem. (Ef 3:3)

„Tajemnica” to jedno z ulubionych wyrażeń Pawła, używa go bardzo często, i podkreśla, że to, co on głosi, nie było wcześniej znane żadnemu człowiekowi, dopiero w tym konkretnym czasie zostało objawione

Z Listów pawłowych wyłania się obraz nieco dziwnej na pierwszy rzut oka historii, mianowicie iż Bóg objawia się Izraelowi i przez tysiąclecia przesłanie nie jest skierowane do nikogo innego! Bóg jak gdyby czeka, aby Izrael Go ostatecznie odrzucił i wtedy dopiero objawia tajemnicę – Bóg kocha wszystkich ludzi. Najwyraźniej omawiane jest to w drugiej części Listu do Rzymian, począwszy od rodziału 9. Tam między innymi jest jeden z częściej cytowanych słów z Biblii:

Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. (Rz 10:12)

Nie to jest jednak moim zdaniem największą „zagwózdką” dla większości chrześcijan. O wiele trudniejsze są te słowa Jezusa:

Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela (Mt 15:24)

 

Jezus mówi, że nie został posłany dla wszystkich ludzi?

Czyli, jeżeli nie pochodzę z domu Izraela, Jezus nie został posłany… dla mnie?

Tutaj włos się na głowie jeży i mogę poczuć się pominięty przez Boga… ale to wszystko tylko są…

EMOCJE

Jeśli wydaje ci się, że jesteś racjonalnie myślącą osobą, homo sapiens, to krótko mówiąc – przynajmniej zdaniem większości współczesnych psychologów – mylisz się. Zamiast „człowiek myślący” nasz gatunek powinien być nazwany „człowiek czasami myślący”.

Myślisz, że to nieprawda?

Czy usiadłeś i zastanowiłeś się nad tym kilka minut, czy poszukałeś więcej informacji na ten temat, czy przedyskutowałeś to z innymi, czy po prostu… tak ci się palnęło… „to nieprawda!!!!!!!”

Nie ten wniosek nie był przemyślany! A ile pozostałych twoich wniosków, decyzji i działań było dzisiaj świadomych, przemyślanych?

Jeżeli prowadzisz samochód, czy każde naciśnięcie na pedały czy zmiana biegu są świadome?

Haha, może raz na tysiąc.

Jeśli idziesz, czy świadomie przypominasz sobie aby za każdym razem, gdy postawisz lewą nogę, postawić po niej prawą?

W literaturze psychologicznej często spotyka się z liczbą 5%. Na 100 podejmowanych codziennie decyzji tylko 5 jest świadomych, reszta jest owocem emocji, podświadomości, impulsu, a krótko i dosadnie rzecz ujmując – jest podejmowana bezmyślnie.

Bezmyślnie oczywiście nie znaczy że głupio, wszak to naprzemiennie stawianie lewej i prawej nogi przy chodzeniu wydaje się całkiem sensowny rozwiązaniem,
choć robimy to bezmyślnie.

Tak naprawdę to myślę, że te 5% to mocno zawyżona liczba. Zresztą pojawiają się teorie psychologiczne mówiące że… wszystkie nasze decyzje są podświadome!

Jak się jednak mają te rozważania o psychologii do naszego tematu?

FAKTY KONTRA EMOCJE

Kiedy widzimy FAKT (Jezus mówi – zostałem posłany tylko do owiec z domu Izraela) – lecz jest on niezgodny z tym, co dowiedzieliśmy się w kościele (że Jezus przyszedł do wszystkich ludzi), wtedy… mamy spory problem. Identyfikujemy się bowiem z tym, co głoszone jest w naszym kościele, mamy tam przyjaciół, może i sporą część rodziny, i zaprzeczenie doktrynie mogłoby oznaczać… spory, posądzenia o opętanie szatańskie, może nawet wykluczenie? Utratę bliskich? O nieeeeeeeee!

Oczywiście kiedy ktoś nam wyjeżdża z jakąś herezją, nie myślimy o tym wszystkim świadomie… nie musimy… nasza podświadomość jest szybsza i ma dostęp do większej ilości informacji, niż świadomość, i powoduje u nas reakcję emocjonalną – na ogół gniew – która jeszcze bardziej zawęża umiejętność logicznego myślenia.

Kiedy FAKTY przeczą naszym EMOCJOM…Tym gorzej dla faktów!

Kochani! To, że Jezus przyszedł w pierwszym rzędzie do domu Izraela wcale nie oznacza, że Bóg o nas (nie piszę do ciebie, jeśli należysz do domu Izraela!) , poganach, zapomniał!

Oznacza to po prostu, że… wtedy akurat przyszedł do Żydów!

W DOMU

Dzisiaj rano słuchałem relacji kilkunastu osób , które doświadczyły śmierci klinicznej i wróciły do życia.

Kiedyś nie wierzyłem takim relacjom, lub myślałem, że są efektem jakiegoś zwiedzenia lub opętania, ale kiedy zapoznałem się z ich dziesiątkami, jeśli nie setkami, zauwązyłem, że nie tylko były one bardzo podobne do siebiem ale wielu z nim towarzyszyły wydarzenia dość nieprawdopodobne.. a jednak wiele z nich zostało udowodnionymi.

I uwierzyłem, że relacje te są prawdziwe.

I kiedy dowiedziałem się, jak zmieniają pozytywnie ludziom życie, skonstatowałem, iż na pewno nie są wynikiem pracy diabła. Znika strach przed śmiercią, depresja, gniew i złość do całego świata, pojawia się radość z każdej przeżywanej chwili i chęć pomagania innym. Czy to wygląda na dzieło diabelskie?

Powrót do życia po śmierci klinicznej i pamiętanie ponadnaturalnych wydarzeń z tego czasu wcale nie zdarzają się rzadko, 1 na 10 osób czegoś takiego choć raz w życiu doświadcza. W mojej bliskiej rodzinie miałem 2 takie wydarzenia, jedno z nich miała moja mama… tuż po urodzeniu mnie…

Sporo osób, które opisują swoje doświadczenia śmierci klinicznej mówi, że czują, jakby znaleźli się w domu… prawdziwym domu, gdzie są bezwarunkowo i bezgranicznie kochani. Dom, do którego w 100% należą. Jedna z osób dziś przeze mnie słuchanych powiedziała, że została jakby zanurzono w niesamowitej światłości i że natychmiast poczuła, że tak naprawdę od zawsze w tym świetle była i na zawsze tam będzie.

Wielu „powracających” nagle zaczyna myśleć o tym świecie, o naszym życiu, jako o czymś chwilowym, jak gdybyśmy byli stworzeni kiedyś tam, jako aniołowie lub podobne im istoty, i tutaj na ziemię przychodzimy z wyboru, w konkretnym celu.

Podobnie, jak Jezus.

Czy jest to prawda?

Oceń sam.

Kiedy moje myślenie było zastąpione słuchaniem religii byłem przekonany, że taka wizja jest heretycka. Dzisiaj nie widzę w Biblii nic przeciwko widzeniu nas jako chwilowych gości na ziemi.

Przyznam się teraz do czegoś 😊

Zaczynałem pisać ten artykuł myśląc, że Biblia nie mówi ani słowem o tym, że po śmierci idzie się do Nieba.
Było to moje przekonanie od wielu lat. Usłyszałem to od kogoś, kto wielce uczony był w Biblii i nauce wszelkiej, i cieszył się wielkim poważaniem w kręgach chrześcijańskich w Polsce i nie tylko.
Obawiam się też, że powtarzam tę tezę nie raz w różnych artykułach na tej witrynie…

Trzeba będzie popoprawiać…

Wystarczyło kilka minut szukania by okazało się, że… Biblia mówi bez wątpienia, iż po śmierci idziemy do Nieba. Mało tego. O Niebie najwięcej pisze ten, który powinien nam być najbliższy, apostoł pogan – Paweł.

Paweł informuje nas, że w niebie oczekuje nas dom zrobiony przez Boga (2 Kor 5:1) i tam też oczekuje nas nagroda (Kol 5:1). Co najciekawsze jednak, w Flp 3:20 Paweł pisze, że w niebie jest nasza…

Ojczyzna.

Więc może nie tylko idziemy do nieba, ale z nieba też… przyszliśmy? 😊
Oceńcie sami. A po tym przykładzie widać dobrze, że warto się zawsze zastanowić, czy coś, co mówimy, wynika z naszej własnej wiedzy, czy jest tylko powtarzaniem.

Kolego M.D., który mi 20-kilka lat temu wbiłeś do głowy, że Biblia nic nie mówi o naszym pójściu do nieba – przyczyniłeś się do zwiedzenia mnóstwa… czytających moje poprzednie blogi 😊

Ludzie idą do nieba. Ale którzy?

I czy ja pójdę?

Czy ty?

No i skoro myślisz, że ktoś nie idzie do nieba, więc idzie do piekła…

I nie ma siły, byś się nie zamartwiał myśląc, czy świadomość bycia w tej grupie szczęśliwców nie jest tylko ułudą, bo przecież i demony wierzą, i drżą, i wielu których mówiło „Panie, Panie”, nie wejdzie do Królestwa…

Koniec zmartwień!

Do Królestwa Izraela nie wejdziesz na pewno, za późno na to.

Ale do nieba…

Nie ma takiej możliwości, byś nie poszedł.

Gdyby rodzina Boża była podzielona na dzieci przytulane i odtrącane, i nikt to końca by nie wiedział w której jest grupie…

byłaby to najbardziej patologiczna rodzina na świecie.

W Biblii nikt się nie martwi życiem po śmierci.

Apostołowie ani sam Jezus nie każą modlić się o nasz los po śmierci. Nie każą też ewangelizować rodzinę i sąsiadów aby nie skończyli w wiecznej ciemności.

Nasza ojczyzna jest w niebie. Stamtąd pochodzimy i nie ma takiej mocy, by nas z Bożej rodziny wydziedziczyła.

Bóg jest Ojcem wszystkich, nie tylko tych, którzy powiedzieli magiczną chrześcijańską formułkę albo pokropiono ich wodą w świętym miejscu.

I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 8:39n)

Jedyny powód, dla którego wierzysz w piekło.

Dzisiaj nieco wyjątkowy artykuł! Nie dość że niedługi, to jeszcze zupełnie nie ma w nim teologii! Teologicznie temat omówiłem lata temu tutaj. Po kilku latach nagle przyszła mi ochota na postawienie kropki nad „i”.

Wyjątkowo – bez wstepów i do rzeczy!

Jeżeli wierzysz w istnienie piekła… dlaczego w nie wierzysz? Skąd wiesz, że naprawdę istnieje?

  • Czy wiesz to z Biblii?
  • Czy ktoś ci powiedział?
  • Może sam Bóg ci to objawił?
  • Wyczytałeś gdzieś?
  • To twój własny wniosek?

Może… wszystkiego po trochu?

Zapewne na niejedno z powyższych pytań wielu ludzi wierzących w istnienie piekła odpowie twierdząco, ale co jeśli prawda jest o wiele prostsza?

Wierzysz w piekło dlatego, że urodziłeś się w Polsce.

I nie, to nie dowcip. Najwyżej – pewne uproszczenie.

Wierzysz w piekło, bo urodziłeś się w rodzinie rzymskokatolickiej na przełomie XX i XXI wieku, w kraju jeszcze wtedy w ponad 90% katolickim, i bardzo możliwe, że nawet nie znałeś ludzi wierzących inaczej, a jeżeli znałeś, to wszyscy traktowali ich z pogardą, To wszystko spowodowało, że zmiana tego poglądu wiązać by się mogła z takimi problemami, różnego rodzaju ostracyzmem lub prześladowaniami, że twoja świadomość w ogóle nie brała pod uwagi jego kwestionowania.

Zanim jeszcze poznałeś tajniki posługiwania się ludzką mową zapewne uczestniczyłeś w coniedzielnej albo częstszej Mszy Świętej. Wkrótce, kiedy jeszcze miałeś kilka lat i krytyczne myślenie było ci obce, zaczęto cię uczyć, że piekło istnieje, i nigdy nawet nie starano się zaznajomić cię z alternatywnymi wierzeniami, a jeśli już, to wyśmiewając je i potępiając.

Kiedy przybyło ci trochę lat i włączyłeś krytykę do swojego repertuaru postaw, czasem i może przychodziły ci do głowy pytania lub wątpliwości, ale kiedy się nimi dzieliłeś, albo cię wyśmiewano, albo nikt nic sensownego nikt nie umiał ci odpowiedzieć.

Bardzo możliwe jednak że te wątpliwości się nigdy nie pojawiały i nie ma w tym nic dziwnego.

Czy kwestionowałeś kiedyś konieczność oddychania?

Ja przyznam, że nigdy.

Nasz mózg umarłby z wycieńczenia gdyby próbował kwestionować wszystko dokoła.

Wszyscy, których znam, oddychają? Nie muszę nad tym myśleć, oddycham i tyle.

Wszyscy, których znam, wierzą w piekło? Nie muszę nad tym myśleć, wierzę i tyle.

Zmieńmy teraz dowolny niemal szczegół z twojego życiorysu:

Przenieśmy go o kilka tysięcy kilometrów w dowolnym kierunku geograficznym.

Przesuńmy go ponad 1000 lat do tyłu albo o kilkadziesiąt lat do przodu.

Zmieńmy wyznawaną religię twojej rodziny.

Oceniłbym na oko, że szanse, iż wierzysz w piekło, spadają z 95% do 1%.

Być może nawet nie słyszałbyś nigdy żadnych szczegółów o doktrynie piekła; może tylko tyle, że gdzieś tam są ludzie którzy wierzą, że po śmierci Bóg będzie ich karał.
I jeżeli o piekle usłyszałbyś pierwszy raz, kiedy już byłeś dorosły, i gdyby ktoś ci opowiedział, jak to będący nieskończoną miłością Bóg, uczący wszystkich ludzi wybaczać wszystko bez granic, nadstawiać drugi policzek i odpłacać dobrem za zło; jak to ten miłosierny Bóg stworzył jezioro ognia, w którym większość Jego umiłowanych dzieci będzie smażyć się bez końca, wysyłając przy tym resztę ludzi do raju, gdzie będą oni ucztować bez ustanku, być może łaskawie odbierając im pamięć o ich rodzinie i przyjaciołach cierpiących nieopisane męki…

Jakby ci to wszystko ktoś powiedział…

Powiedziałbyś, że to

najgłupsza opowieść, jaką kiedykolwiek słyszałeś!

Niespójna, pozbawiona sensu i że nie ma mowy, by ktoś normalny na świecie w to uwierzył.

No, ale ktoś wierzy. Według statystyk, ponad 2 miliardy ludzi są chrześcijanami.

Oczywiście – dzisiaj istnieje mnóstwo liberalnych odłamów chrześcijaństwa, odrzucających zupełnie ideę piekła, i nawet wśród ludzi wciąż będących członkami największych Kościołów uczących piekła, jak rzymsko-katolicki, anglikański, luterański czy baptystyczny – i wśród nich jest coraz więcej ludzi piekło kwestionujących – przy czym często utrzymują to w tajemnicy bo wciąż zdarza się, że „nieprawowierność” można przypłacić prześladowaniem.

Pamiętam gdy jako nastolatek zacząłem odważniej kwestionować różne dogmaty, na ogół słyszałem od znajomych czy rodziny, że zapewne szatan mnie opętał, jednak trudno nazwać to prześladowaniem.

Prześladowania bałem się z innej strony – ze strony Boga – pomimo tego, że już w wieku 20-kilku lat miałem za sobą kilka zmian Kościołów, doktryna o piekle była tak cudownie wprana i wprasowana w mój mózg, że pomimo ogromu pytań i wątpliwości lat mi zajęło kolejne 20, aż ostatecznie zrozumiałem, że…

Hola hola.. .bo z tego zaraz następny akapit powstanie, i następny.. tak naprawdę już skończyłem swoją puentę. I nie rozpisuję się dalej!

Wszystko, co istotnego miałem do powiedzenia, zawiera się w tym jednym zdaniu:

Wierzyłem w piekło tylko dlatego, że urodziłem się w Polsce.

 

Ostatnia edycja – 8 marca 2022

Apokalipsa – czy czeka nas zagłada?

KOCHAM CIĘ, ALE MUSZĘ CIĘ UKARAĆ

Podobne słowa słyszą często dzieci na całym świecie. Rodzice próbują nimi usprawiedliwić przed dzieckiem potrzebę użycia kary obawiająć się najwyraźniej, że ich kary będą przez dzieci odebrane jako brak miłości.

Próby wyjaśniania dzieciom czegokolwiek na ogół jednak z góry skazane są na niepowodzenie, także trudno zapewne znaleźć rodzica, który przy próbach karania dziecka nie słyszał słów „ty mnie nie kochasz”.

„Kocham cię, ale muszę cię ukarać” nie jest jednak nigdy dobrym wstępem do wyjaśnienia czegokolwiek. Nasza podświadomość usuwa automatycznie wszystko, co jest powiedziane przed słowem „ale” – traktujemy to wtedy jako wstęp do ciekawej książki, który po prostu pomijamy, bo interesuje nas tylko sama książka. Po usłyszeniu tego zdania skupiamy się na karze, a wyraz „kocham” wypowiedziany wcześniej wydaje się ponurym żartem.

Można też się zastanowić, czy w ogóle w kwestiach relacji między ludźmi powinien istnieć wyraz „kara”. Czy jego powiązania z terminami takimi jak „zemsta” czy „odwet” nie są zbyt silne, by znaczenie „kary” przestało mieć w sobie cokolwiek wychowawczego? Chodzi nam przecież tak naprawdę tylko o uczenie dziecka, iż jego działania przynosza konsewkencje!

KARA BOSKA

W Biblii Bóg często nazywany jest naszym ojcem, czy również nas karze za nasze postępki? Przepraszam, czy… daje nam odczuć konsekwencje naszego postępowania?

Jeżeli nie jest to pierwszy artykuł z mojej witryny, który czytasz, wiesz zapewne, Bóg, którego znam, opisuję i o którym czytam w Biblii, jest wspaniałym i pozbawionym jakiejkolwiek wewnętrznej niespójności źródłem doskonałego dobra i miłości i nie ma nic wspólnego z okrutnikiem kreowanym w niemal wszystkich Kościołach. Nie zawsze jednak takiego Boga znałem.

Przez wiele lat wierzyłem w to, czego uczyła mnie religia i w Biblii, choć dająca wiele pociechy i natchnienia, widziałem też wiele gróźb i czytanie niektórych argumentów powodowało u mnie autentyczne uczucie paniki.

Kiedy jednak nauczyłem się czytać Biblię na nowo, zupełnie ignorując wszystko, co religia miała mi do powiedzenia, nagle wszystko się zmieniło. Mnóstwo niezrozumiałych fragmentów stało się banalnie prostymi a teksty wcześniej czytane w strachu utraciły swą złowrogą moc. Harmonia Biblii zachycała mnie od zawsze, wcześniej jednak jej blask bladł przy mnóstwie niepokojących mnie wersetów.

Teraz już nie było „mnóstwa niepokojących”, były wciąz jednak „niektóre niezrozumiałe”. Na pierwszym miejscu był nie tyle pojdedynczy werset, co cała, zawierająca 22 rozdziały, Księga Objawienia – zwana inaczej Apokalipsą Świętego Jana lub po prostu Apokalipsą. 

No bo czyż obraz miłosiernego Boga może przyjść do głowy komukolwiek czytającemu takie słowa jak

I ujrzałem, a oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta (Obj 6:8)

 

Nadszedł Twój gniew i pora na umarłych, aby zostali osądzeni, i aby dać zapłatę sługom Twym prorokom i świętym, i tym, co się boją Twojego imienia, małym i wielkim, i aby zniszczyć tych, którzy niszczą ziemię. (11:18)

 

Jeśli kto do niewoli jest przeznaczony, idzie do niewoli, jeśli kto na zabicie mieczem – musi być mieczem zabity. (13:10a)

 

Ten również będzie pić wino zapalczywości Boga przygotowane, nie rozcieńczone, w kielichu Jego gniewu; i będzie katowany ogniem i siarką wobec świętych aniołów i wobec Baranka. (14:10)

 

A z Jego ust wychodzi ostry miecz, by nim uderzyć narody: On paść je będzie rózgą żelazną i On wyciska tłocznię wina zapalczywego gniewu wszechmocnego Boga. (19:15)

 

Jeśli się ktoś nie znalazł zapisany w księdze życia, został wrzucony do jeziora ognia. (20:15)


Bóg cię kocha nieskończenie, nieprzyjaźń między Bogiem i człowiekiem istniała tylko w ludzkiej wyobraźni, czego dowiódł Chrystus, pokazując, jak Bóg kocha każdego człowieka.

Czy Apokalipsa zatem opisuje innego boga? Boga, który wydaje się kipieć nienawiścią do człowieka?

Nie raz słyszałem, iż Apokalipsa jest najtrudniejszą księgą Biblii. Nigdy wcześniej nie byłem do tego tak mocno przekonany!

.

Czytałem wiele książek o niej, studiowałem sporo komentarzy, i zaskakiwała mnie różnorodność opinii… nie można było znaleźć nawet dwóch podobnych do siebie. Wiele wyglądało bardzo przekonująco… do czasu, gdy znalazłem nowy komentarz, który wyglądał równie przekonująco, choć dochodził do zupełnie innych wniosków.

O, ironio! W moich „religijnych” czasach, kiedy krytycznego myślenia do swojej doktryny używałem bardzo wybiórczo, Księga Objawienia pasowała mi do reszty Biblii! Widząc wiele zła na świecie wierzyłem, iż księga ta opisuje jego ostateczne unicestwienie, a ponieważ zła na świecie jest sporo, walka będzie ciężka i ofiar będzie sporo.Bóg rozprawia się ze złymi ludźmi! Jezus zaoferował ludziom życie wieczne i ci, którzy w Niego uwierzą, życie te otrzymają, a reszta będzie zbierać zapłatę za swoją niegodziwość. Dobro i zło będą obok siebie rosnąć i dojrzewać, a kiedy nadejdzie jego kulminacja, źli ludzie połączą siły, wystąpią przeciwko dobrym, no i wtedy zainterweniuje Bóg, zsyłając plagi, dając im jednak jeszcze szanse, aby każdy miał czas opowiedzieć się, po której stronie chce stać.No i nadejdzie koniec, i Sąd Ostateczny.



Później jednak zakwestionowałem tę koncepcję. Zrozumiałem, iż Jezus przyszedł w bardzo ciężkim okresie czasu dla Izraela – naród był zarówno uciskany z zewnątrz – przez Rzymian – jak i z wewnątrz – przez kapłanów i uczonych w Piśmie, którzy dla własnych korzyści manipulowali Prawem i stanowili „państwo w państwie”. Jezus przestrzegał przed nadchodzącą wojną z Rzymem, zwłaszcza przed oblężeniem i spaleniem Jerozolimy w roku 70, kiedy to według różnych relacji zginęło od kilkuset tysięcy do ponad miliona Izraelczyków. I to był dla Izraela Sąd Ostateczny.Ostateczny w sensie, że po nim już nie będzie innych sądów.Apostoł Paweł ogłosił, iż między człowiekiem i Bogiem panuje pokój, i jeśli ktoś wciąż myśli, iż Bóg nienawidzi ludzi za ich grzechy, niech spojrzy na krzyż.




Wszystko się ładnie układa, tylko co widzimy w Apokalipsie? Zagładę wielkiej części ludzkości, plagi, kataklizmy, tortury! Niemal wszystkie Kościoły chrześcijańskie każą nam z drżeniem oczekiwać tego wszystkiego… i niewielką pociechę stanowią słowa z przedostatniego rozdziału – „i otrze Bóg wszelką łzę z ich oczu” – wygląda na to, iż niż do tego dojdziemy, ludzie już wypłaczą wszystkie łzy i nie będzie czego ocierać.Czy rzeczwiście czekają nas na te wszystkie okropności?

Czy może powinniśmy zgodzić się z Lutrem, który w 1522 roku o Apokalipsie napisał „nie mogę znaleźć niczego, co by wskazywało, że jest to ułożone przez Ducha Świętego”? i usunąć ją z Biblii?

Zobaczmy, czy istnieją jakieś racjonalne próby wyjaśnienia tej zagadki

Żadna księga z Biblii nie ma tylu różnych prób interpretacji, co Objawienie. Często też było podważane jej natchnienie – co uczynił choćby wspomniany wyżej Luter.Jednocześnie jednak nie sposób dostrzec jej mocnego osadzenia w symbolice Starego Testamentu. Czy może próbując interpretować Apokalipsę powtarzamy błędy interpretacyjne Starego Testamentu; błędy tak od tak dawna powtarzane, iż przyjmowane są a priori?

Przyjrzyjmy się istniejącym sposobom rozumienia Księgi Objawienia. W kolejności popularności można wymienić następujące 4 metody:

1. Metoda futurystyczna
Niemal cała treść Księgi Objawienia zapowiada wydarzenia przyszłe, które poprzedzą „koniec świata”. Nie jest to metoda zbyt popularna wśród teologów, jednak większość chrześcijan, zarówno katolików jak i protestantów, opowiada się za nią.

2. Metoda historyczna
Objawienie opowiada o wydarzeniach, zarówno przeszłych jak i przyszłych, które można, przy pomocy odpowiedniej interpretacji, odnieść do konkretnych wydarzeń historycznych. Teologia tej metody została sformułowana przez reformatorów i dzisiaj jej przedstawiciele spotykani są głównie w Kościołach protestantckich.

3. Metoda idealistyczna Apokalipsa nie odnosi się do niemal żadnych konkretnych wydarzeń, jest jedynie symbolicznym przedstawieniem walki między dobrem i złem. Jej zwolennicy spotykani są we wszystkich Kościołach, jednak jest ich dzisiaj niewielu.

4. Metoda preterystyczna
Wszystkie – lub niemal wszystkie – wydarzenia opisane w Apokalipsie już się wypełniły; księga ta głównie opisuje prześladowania Kościoła za czasów cesarzy Rzymskich. Metoda ta ostatnio zyskuje na popularności, ale prawie wyłącznie w liberalnych kręgach chrześcijańskich, przez większą część Kościołów odrzucana jest jako herezja.

Trudno znaleźć teologa, którego teoria interpretacji Księgi Objawienia zawiera się wyłącznie w jednym z wyżej wymienionych punktów. Wielu zwolenników futuryzmu przykładowo zgadza się z tym, iż siedem listów do „aniołów kościołów” z rozdziałów 2-3 odnoszą się wyłącznie sytuacji do historycznych, a niemała część preterystów uważa, iż końcówka Apokalipsy odnosi się jednak do przyszłego „końca świata”.Jeżeli nawet teologowie tych samych denominacji wiodą spory co do podstaw egzegezy Apokalipsy, czy jest w ogóle możliwe dojście do jakiekogokolwiek wniosku, który będzie czymś więcej, niż spekulacją?

Moim (nie)skromnym zdaniem – tak.

Zastanówmy się, kto tworzy teorie teologiczne?

Teologowie!

A skąd się biorą teolologie? 🙂

Z Kościołów!

Praktycznie wszyscy popularni teologowie należą do jakiegoś Kościoła. Popularni  – to znaczy tych, których książki są w ogóle drukowane. A Teolog musi być wierny swojej firmie. Czyli lojalny swojemu Kościołowi. Nie może głosić czegoś, co jest sprzeczne z jego teologią, do którego należy, bo od tegoż Kościoła najczęściej zależy jego poparcie, i pieniądze, których na ogół druk książek wymaga (teologia to nie powieści Dana Browna i niemal nigdy nie zarabiają na siebie). Żadna reklama nie jest tak skuteczna, jak ambona.

Czy możemy pokusić się na zostawienie teologów i ich koncepji w spokoju i nie przejmowanie się tym, czy nasze odczytywanie rozdziału 12 ma znamiona pretrybulacjonizmu dyspenascyjnego czy może jednak posttrybulacjonizmu?

Aby móc marzyć o prawidłowym odczytaniu Apokalipsy (i w ogóle jakiegokolwiek tekstu biblijnego), muszę wyobrazić sobie, iż nigdy nie widziałem żadnego chrześcijanina na oczy, nie czytałem żadnego biblijnego komentarza, i najlepiej, że jestem – jeśli nie ateistą – to przynajmniej agnostykiem (bo własne wierzenia religijne również zaburzają czytanie Biblii, nawet jeśli są naprawdę nie oparte na opiniach innych, ale na własnych przemyśleniach – nasz mózg stara się dopasowywać nowo czytane teksty do naszch obecnych wierzeń, aby jak namniej było dysonansów poznawczych).


No więc… otwieramy Księgę Objawienia, i co widzimy?

Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg, aby ukazać swym sługom, co musi stać się niebawem (Obj 1:1a)

Ach! – myślę. Niebawem! Co to może oznaczać „niebawem”? Na pewno za życia czytelników, może za kilka tygodni, kilka lat? Sprawdzę jeszcze dla pewności w innych tłumaczeniach, czy też brzmią podobnie. Aby się „zupełnie upewnić”, zajrzę jeszcze do słownika greki biblijnej i do konkordancji – zdecydowanie „en tachei” nie oznacza nic innego, niż „niebawem”. Na razie wygląda na to, że w tej księdze nie ma nic skierowanego bezpośrednio do mnie, 2000 lat później.

I tak naprawdę tutaj mógłbym swój artykuł zakończyć. Cokolwiek Księga Objawienia zawiera, wydarzyło się za życia adresatów, czyli około 2000 lat temu. Nie musisz się obawiać czegokolwiek, co jest w niej opisane!

Pamiętając swoje dośwadczenia wiem, iż takie stwierdzenie raczej nie wystarczy, i prędzej ktoś podważy, czy wyraz „niebawem” rzeczywiście występuje w nastarszych i najbardziej wiarygodnych manuskryptach (a występuje!).

Niełatwo pozbyć się pielęgnowanego przez nierzadko wiele lat przekonania, iż Apokalipsa to nasza przyszłość. Możliwości naszego umysłu jednak są na szczęście o wiele większe, niż nasze obawy! Wiele miesięcy od mojego „przebudzenia” ze sposobem odczytywania Biblii, chociaż byłem na 100% pewny, iż apokaliptyczne potworności nie dotyczą mnie w najmniejszym stopniu, wciąż jeszcze doświadczałem czegoś w rodzaju małego ataku paniki kiedy na ich temat mówiłem.

Ale to wszystko w końcu minęło

Omówię kilka haseł z Apokalipsy któe sprawiały mi przez długi czas największy problem.

JEZIORO OGNIA

,


I pochwycono Bestię, a z nią Fałszywego Proroka, co czynił wobec niej znaki, którymi zwiódł tych, co wzięli znamię Bestii i oddawali pokłon jej obrazowi. Oboje żywcem wrzuceni zostali do ognistego jeziora, gorejącego siarką. (Obj 19:20)

A diabła, który ich zwodzi, wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam gdzie są Bestia i Fałszywy Prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków. (Obj 20:10)

A Śmierć i Otchłań wrzucono do jeziora ognia. To jest śmierć druga – jezioro ognia. (15)

Jeśli się ktoś nie znalazł zapisany w księdze życia, został wrzucony do jeziora ognia. (20:14-15)

A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelakich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga. (Obj 21:8)

Wers 20:10 – czyż nie to jest typowy, średniowieczny opis piekła? Rozwiązanie tego problemu jednak jest o wiele prostsze, niż się wydaje.

Kluczowe jest jedno pytanie – czy Apokalipsa używa symboliki, czy opisuje wydarzenia dosłownie?

Od tego pytania… zależy wszystko!

Jest to pytanie roztrzygające – albo – albo! Albo symbole, albo dosłowny opis wydarzeń! A jednak większość denominacji chrześcijańskich znajduje trzecie wyjście – tam, gdzie im pasuje to do teologii, uważają, iż Apokalipsa używa symboliki, gdzie indziej tekst traktują literalnie.

I dlatego być może jest to „najtrudniejsza księga Biblii”! Przy setkach używanych tam symboli i dowolnym wyborze, co tym symbolem jest a co nie, każdy widzi ją inaczej!

Apokalipsa była pisana „szyfrem” symboli jednak nie po to, by utrudnić czytelnikom życie! Była pisana przez Jana w niewoli, a był to okres prześladowań chrześcijan, i jakikolwiek tekst stawiający w negatywnym świetle Rzym zostałby zniszczony i doprowadziłby do zaostrzenia terroru. A Księga Objawienia ma wiele do powiedzenia o Rzymie i ówczesnych władzach.

Jan używał zawsze symboli, i fakt, iż symbole te są używane w spójny sposób zarówno przez całą Apokalipsę jak w pozostałych księgach Biblii, daje nam dopiero szansę odczytania rzeczywistego przesłania autora. Czy ktoś wierzy, iż z ust Chrystusa wychodzi rzeczywiście miecz? (Obj 19:15)? Że ludzi męczyć będzie szarańcza podobna do koni ale z ludzkimi twarzami? (Obj 9:7)? Albo że gwiazdy spadły na ziemię (6:13)? Cokolwiek zatem oznacza jezioro ognia… na pewno nie jest do dosłownie jezioro ognia! Żaden człowiek nie będzie się w nim smażył na wieki! Jakby coś takiego miało istnieć naprawdę, musiałbym myśleć o Bogu jako o sadystycznym potworze! A co jezioro ognia symbolizuje? Nie zamierzam tu niczego rozstrzygać, tym bardziej, iż – czego dowodzę w tym artykule – nie ma to dla nas żadnego znaczenia, z wyjątkiem poznania historii. Osobiście najbardziej spójne jest dla mnie tłumaczenie, iż jezioro ognia to płonąca wraz w setkami tysięcy jej mieszkańców Jerozolima w roku 70.



Drugi temat, z którym długo nie potrafiłem sobie poradzić, jest zupełnie odmienny od pierwszego. O ile w pierwszym obraz nauczony mnie przez religię był zbyt straszny, by można było o nim zapomnieć, ten, o którym teraz będę pisał… wprost przeciwnie! Jest taki piękny i cudowny, że ciężko było mi się z nim rozstać.

NOWE JERUZALEM

I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły(…) I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża.(…) Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już /odtąd/ nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły. (Obj 21:1-4)

Mnie się bardzo podoba życie na ziemi! Nie miałbym nic przeciwko życiu tutaj wiecznie… gdyby usunięto z niego kilka „szczegółów” jak przede wszystkim śmierć, choroby rzecz jasna też, no i „trud” – walkę o chleb, niepewność o jutro. Takie życie wieczne zdawała się opisywać dla mnie Księga Objawienia, a tu – rozczarowanie? Ten opis nie ma nic wspólnego ze mną?

„Nowe Jeruzalem” jako miejsce życia wiecznego jest tak potężnie zakorzenione w świadomości chrześcijaństwa, iż nawet wielu preterystów (przypominam – preteryzm to pogląd uznający iż wszystkie proroctwa się już wypełniły) uważa, iż ten fragment jest w Księdze Objawienia wyjątkowy i choć cała reszta tej księgi się już wypełniła, Nowe Jeruzalem to rzeczywiście nasze przyszłe „niebo”. Symbol Nowego Jeruzalem, jak i wiele innych symboli Apokalipsy, byłby dla nas zupełnie niemożliwy do zrozumienia gdyby nie to, że jego opis harmonizuje z innymi księgami Biblii. Wiekszość symboliki Apokalipsy ma swoje odpowiedniki w którejś z Ksiąg Starego Testamentu, najczęściej Daniela, Ezechiela i Izajasza.

UWAGA – to najważniejszy klucz do zrozumienia Księgi Objawienia (i pozostałych tekstów prorockich). Jeżeli nie rozumiemy jakiegoś symbolu, sprawdźmy, czy nie występuje już gdzieś indziej w Biblii. I bardzo często zobaczymy, iż występuje, i w innej Księdze jego opis jest nadzwyczaj jednoznaczny i tylko dzięki niemu możemy ponad wszelką wątpliwość zinterpretować tekst Apokalipsy.


Zobaczmy:

Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców – wydające swój owoc każdego miesiąca – a liście drzewa /służą/ do leczenia narodów. (Obj 22:2)

 

A nad brzegami potoku mają rosnąć po obu stronach różnego rodzaju drzewa owocowe, których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują; każdego miesiąca będą rodzić nowe, ponieważ woda dla nich przychodzi z przybytku. Ich owoce będą służyć za pokarm, a ich liście za lekarstwo. (Ez 47:12)

 

I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. (Obj 21:1)

 

Albowiem oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą.(Iz 65:17)

Bez wątpienia autor Apokalipsy pisze o tym samym, o czym pisał Ezechiel i Izajasz. Kiedy to dostrzegłem, przy okazji rozwiązaniu uległa zagadka, która trapiła mnie od lat.

Kiedy zajrzymy do 65. rozdziału Księgi Izajasza zobaczymy dość szczegółowy opis „nowych niebios i ziemi”, i wiele pasuje jak ulał do tego, jak większość chrześcijan wyobraża sobie życie „w niebie”. Jest jednak jedno zdanie, które nie pasuje tu zupełnie:

Nie będzie już w niej [w Nowej Jerozolimie] niemowlęcia, mającego żyć tylko kilka dni, ani starca, który by nie dopełnił swych lat; bo najmłodszy umrze jako stuletni, a nie osiągnąć stu lat będzie znakiem klątwy. (Iz 65:20)




Że co? Że po śmierci osiągniemy jedynie drugie życie, ale bynajmniej nie wieczne? I to jeszcze jakaś mowa… o klątwach? Klątwy w niebie???

Lecz jeżeli i Izajasz, i Jan piszą o tym samym, i jeżeli Księga Objawienia pisze o rzeczach, które mają stać się „wkrótce”, to… nie jest to mowa o żadnym „życiu po śmierci”!

Ale o czym?

I znów nie chcę tu niczego rozstrzygać! Zachęcam do samodzielnych studiów, ale oczywiście opinię swoją wyrażę. Nie będę jednak ukrywać, iż mam tu o wiele więcej wątpliwości niż w przypadku jeziora ognistego.Widzimy obrazy zwierząt, rzek, roślin – wszystko to, co jest na ziemi. Czy mamy pozostać konsekwentni i też założyć, iż chodzi tu jedynie o symbole? Być może tak, jednak może tu zachodzić wyjątek – opisy są wyraźnie analogiczne do fragmentów z Ksiąg Izajasza i Ezechiela, gdzie nie posługiwano się wyłącznie symboliką. Jeżeli mają to być symbole – poddaję się, nie wiem.Jeżeli jednak te opisy są dosłowne, wydaje mi się, że chodzi o królestwo ziemskie, nie jakieś duchowe, po śmierci. Mowa jest też o wciąż obecnym grzechu (zobacz, co następuje po sielankowym opisie Nowego Jeruzalem od Obj 22:11 do końca księgi). Nie jest to jednak do końca takie życie, jakie mamy dzisiaj. Dzikie zwierzęta jednak wciąż pożerają siebie wzajemnie, ludzmi również nie gardząc, no i wciąż mamy niestety mnóstwo niemowląt żyjących kilka dni, albo i krócej.

Cóż by to zatem mogło być?

Mogło być to… Królestwo Niebieskie, obiecywane wielokrotnie w Starym Testamencie, począwszy od obietnicy danej Dawidowi w 2 Sm 7.Jezus przecież od początku swojej misji głosił, iż „Królestwo Niebieskie się przybliżyło”. Sęk jednak w tym, iż Żydzi ofertę Królestwa… odrzucili, zabijając Chrystusa jak i występujących po Nim apostołów.

Czyżby zatem te wszystkie opisy odnosiły się do czegoś, co… nigdy nie miało miejsca? Czy może jednak… chodzi tu o duchowy wymiar Królestwa, rozumianego jako „sprawiedliwość, i pokój, i radość w Duchu Świętym” (Rz 14:17)? Czy może… Królestwo to istnieje dla niektórych Żydów… w innym wymiarze, niewidzialnym dla nas? Czy może…

Możemy gdybać.Wyżej wspomniałem, że przy okazji zajmowania się tym tematem rozwiązała się pewna zagadka, nad którą się wiele lat głowiłem.Chodziło właśnie o ten tekst z Iz 65 o „najmłodszym umierającym jako stuletnim”. Nie rozumiałem, jakże w niebie wciąż może być śmierć?

Właśnie, śmierć!

Skoro w Nowym Jeruzalem wciąż istnieje temat grzechu i umierania, dlaczego czytamy w Obj 21:4 i Iz 25:8 iż śmierci już nie będzie? Rozwiązanie tej kwestii wydaje się tutaj jednak dość proste. Otóż w Biblii, zwłaszcza w Nowym Testamencie, wyraz „śmierć” najczęściej nie oznacza śmierci fizycznej. Częste w Biblii zdanie „zapłatą za grzech jest śmierć” (np. Rz 6:23) nie może oznaczać fizycznej śmierci, bo gdyby tak było, śmierć Jezusa niczego tak naprawdę nie zmieniła. Więc może zwrot „śmierci już nie będzie” oznacza, iż grzech już nie oddziela człowieka od Boga i wszyscy jesteśmy żywi w Chrystusie?

Dzisiaj takie podejście wydaje mi się prawdopodobne, choć większą część życia odrzucałem je jako herezję. Swego czasu zmieniłem Kościół katolicki na protestancki, i myślałem, że już poznałem całą prawdę…  zakładałem jednak wciąż, że choć różne opcje chrześcijańskie różnią się znacznie między sobą, to to, co mają wspólnego, jest prawdziwe.

Czy jednak chrześcijanie mają monopol na Boga? Czy choćby mają monopol na odczytywanie Biblii?

Już sam fakt, że chrześcijaństwo niemal jednogłośnie widzi w Biblii opis piekielnych tortur sprawił, iż przestałem się przejmować faktem, iż według obecnych ogólnie przyjętych norm nazewnictwa, chrześcijaninem nie jestem. Mało tego… sądze, iż chrześcijanami nie byli ani Jezus, ani apostołowie… Uznaję więc, iż jestem w zacnym gronie 🙂  I właśnie to mylne myślenie, iż sprzeciwianie się czemuś, co głosi ogół chrześcijan jest tym samym, co sprzeciwianie się apostołom bądź samemu Jezusowi było zapewne tym, co na długie lata wyłączyło mi myślenie.

Z ręki Boga nic ci nie grozi!




Bóg nie będzie cię rozliczał z tego, czy wierzysz temu Kościołowi czy tamtemu. I nie dał ci mózgu po to, by powtarzać uczone z ambon formułki, ale po to, by zadawać pytania, szukać odpowiedzi i odkrywać wszystkie wspaniałości, które są ci na tym świecie dane!

Wyżej pisałem o tym, że w pewnym sensie natychmiast zapominamy o tym, co było mówione przed słowem „ale” – i tylko pozostałą część zdania traktujemy poważnie, zwłaszcza, jeżeli następująca po „ale” część w jakimkolwiek stopniu neguje część poprzedzającą. Mieliśmy jechać na wczasy… ale straciłem pracę i musimy oszczędzać. Wyglądasz świetnie … ale to uczesanie dodaje ci 10 lat. Nasza drużyna grała wspaniale… ale zabrakło odrobiny szczęścia i przegraliśmy. Kocham cię… ale muszę cię ukarać. Żadne z tych zdań nie oznacza nic pozytywnego, choć zaczyna się entuzjastycznie. Tak samo wygląda przekręcona wersją chrześcijaństwa, która przedstawiana jest w niemal wszystkich Kościołach. Można to podsumować tak – Bóg cię kocha… ale jeśli nie uwierzysz w Jezusa, będziesz smażyć się wiecznie w piekle.

Jezus jest zbawicielem świata… ale pod jego koniec przyjdzie i zgładzi niemal wszystkich ludzi przy pomocy plag i demonów.

Jedyne, co mogę powiedzieć pozytywnego o tym poglądzie, to to, że generuje religiom niewyobrażalne ilości pieniędzy. O wiele łatwiej jest przekonać kogoś do inwestowania w religię jeśli obiecamy mu zwiększoną szansę uniknięcią potworności związanych z końcem świata… nie mówiąc o wieczności w jeziorze siarką płonącym.

Możesz oczywiście w to wszystko wierzyć, żyjąc w wiecznym strachu, zaprzeczając własnej logice i marnując zarobione pieniądze poprzez opłacanie systemu kapiącego złotem…

Ale po co?

 

(ostatnia edycja – 22 maja 2020)

Sprawiedliwy czy miłosierny?

Napoleon_Bonaparte

Pewnego dnia do cesarza Napoleona Bonapartego przyszła kobieta prosić o łaskę dla jej syna, który przebywał w więzieniu.

– Twój syn popełnił przestępstwo – powiedział Napoleon – i sprawiedliwość wymaga, aby został ukarany.
– Ale ja nie przyszłam po sprawiedliwość, Wasza Wysokość – powiedziała kobieta – ja przyszłam po łaskę.

Napoleon zastanowił się przez chwilę. Ta odpowiedź go zaskoczyła. Uśmiechnął się.

– I otrzymasz łaskę – odpowiedział – Twój syn zostanie dzisiaj zwolniony.

Czy Napoleon w tym wypadku postąpił niesprawiedliwie?

Oczywiście, że tak. Miał rację – sprawiedliwość wymagała kary. Kobieta o tym też wiedziała. Napoleon nie postąpił sprawiedliwie, postąpił miłosiernie. Inaczej mówiąc, okazał łaskę.

Czy podoba ci się to, co uczynił Napoleon? Zanim sam odpowiedziałbym na to pytanie przydałoby się wiedzieć, za co syn owej kobiety siedział w więzieniu, jeśli jednak przyjmę, że nie było to nic poważnego, i w dodatku człowiek ten był jedynym żywicielem rodziny, nie będę się burzyć, iż sprawiedliwości nie stało się zadość.

Wczoraj w sądzie odbyła się krótka rozprawa w sprawie córek mojej koleżanki. Starsza, 19-letnia, dała na chwilę poprowadzić samochód młodszej, 17-letniej, która jeszcze nie miała prawa jazdy.

kids_driving

Jechała jakby była czymś odurzona, od krawężnika do krawężnika, ale na szczęście uliczki osiedla były puste. Z jednym wyjątkiem. Krążył tam radiowóz.

Kiedy policjant ruszył za samochodem i włączył swoje kolorowe światełka, dziewczyna tak spanikowała, że włączyła lewy kierunkowskaz i skręciła w prawo…

A miało to miejsce w USA, gdzie wykroczenia drogowe są na ogół traktowane bardzo poważnie. Obu dziewczynom groziły spore konsekwencje, niemałe mandaty i odebranie prawa jazdy na co najmniej kilka miesięcy (w przypadku młodszej odebrane by jej było w dniu, w którym by je otrzymała).

Sędzia jednak wziął pod uwagę, że dziewczyny były grzeczne, przyznały się do winy i dobrowolnie chciały poddać karze. Powiedział: „gdyby istniały upomnienia za głupotę, a nie mandaty za wykroczenia, dałbym im takie upomnienie, ale jako że to ich pierwsze wykroczenie, a mandat i tak zapewne prędzej obciąży rodziców niż ich samych, zarządzam nadzwyczajne odstąpienie od kary”.

Sędzia postąpił identycznie, jak Napoleon. Gdy o tym usłyszałem, niesamowicie się ucieszyłem, bo znam te dziewczyny i wiem, że już samo złapanie przez policję i długie oczekiwanie w strachu na rozprawę było dla nich wystarczająco mocną nauczką.

Znowu sprawiedliwości nie stało się zadość. Kto by się jednak z tego nie cieszył?

Dlaczego zatem większość chrześcijan tak bardzo się burzy gdy słyszy o nieograniczonym Bożym miłosierdziu?

„Bóg jest miłosierny ale sprawiedliwy”.

Słyszysz czasami takie stwierdzenie?

Ja słyszałem bardzo często. I zawsze powodowało ono u mnie wewnętrzny konflikt. I niepokój.

Z jednej strony religia każe mi nieskończenie wybaczać, bo „Bóg nam wybacza grzechy”, zawsze jednak w kontekście rozmowy o Bożym wybaczaniu stawało słowo „ALE”.

ALE… sprawiedliwy.

Zauważmy – nie „I sprawiedliwy”, lecz „ALE sprawiedliwy”. Jak gdyby sprawiedliwość w jakimś zakresie ograniczała sprawiedliwość lub jej zaprzeczała.

Religia mówi nam, że Bóg jest nieskończenie miłosierny i nieskończenie sprawiedliwy, i jeżeli nie jesteśmy tego w stanie zrozumieć, to… jest to nasz problem. My musimy zawsze wybaczać, Bóg nie. Czy jesteśmy lepsi od Boga? Nie. Nie rozumiemy tego? Nie szkodzi.

W jakim celu jednak Bóg nam dał rozum, jeśli niewiele się przydaje przy zrozumieniu podstawowych pojęć dotyczących Jego osoby i Jego relacji z nami?

brain

Pozwolę sobie zatem nie zgodzić się z religią i wnioskuję o użycie rozumu! A rozum podpowiada mi, że religijne tłumaczenie kwestii zbawienia przedstawia bardzo wiele poważnych logicznych sprzeczności.

Religia tłumaczy mniej więcej tak:

Nieskończenie miłosierny Bóg wybaczyłby wszystko wszystkim, ale to czyniłoby Go niesprawiedliwym.

Nieskończenie sprawiedliwy Bóg nie wybaczyłby nikomu, bo wszyscy są grzesznikami.

Nieskończenie miłosierny i sprawiedliwy Bóg obarcza winą Jezusa i wybacza wszystkim, którzy przyjmą Jego ofiarę, a potępia wszystkich, którzy tego nie czynią.

Czy jednak potrafimy wyobrazić sobie ziemskiego ojca, który, aby uratować kogoś innego, poświęca życie swojego dziecka? Czy nazwalibyśmy takiego ojca dobrym?

Jak to też jest, że śmierć Jezusa jest zapłatą za czyjąś wieczność w piekle? Jeżeli karą za grzech jest wieczność w piekle, analogicznie, Jezus też powinien spędzić wieczność w piekle!

W tym całym religijnym tłumaczeniu sensowne wydaje mi sie tylko to zdanie:

Nieskończenie miłosierny Bóg wybaczyłby wszystko wszystkim.

A co jeśli to prawda?

I tutaj miliony gardeł w doskonałej jedności wykrzykną jedno słowo:

HEREZJA !!!

Zajrzyjmy zatem do Biblii.

arabic bible

Ciekawy fakt: jak Biblia gruba i długa – prawie milion słów – tak nie znajdziemy tam ani słowa na temat herezji polegającej na głoszeniu zbyt miłosiernego Boga.

W Starym Testamencie nie ma prawie nic na temat życia pozagrobowego, jest natomiast bardzo dużo o przykazaniach. Mnóstwo zakazów i nakazów, mnóstwo przykładów kar i nagród za jakość stosowania się do przykazań. Co jednak czytamy o stosunku Boga do ludzi?

Jednym z najpopularniejszych w Biblii zwrotem jest „nie lękaj się”. Mawia sie, że występuje on w Biblii 365 razy – abyśmy mogli żyć bez strachu okrągły rok. Jest to co prawda mit, i prawdziwa liczba jest około 3 razy mniejsza, niemniej jest to i tak na tyle sporo, abyśmy sie zastanowili, czy Bóg naprawdę chce, abyśmy żyli w strachu.

Naród Wybrany, Izrael, doświadczył od Boga niesamowitych dobrodziejstw, tymczasem sam wykazywał się niesamowitą pomysłowością w coraz to bardziej wyrafinowanych sposobach okazywania leckeważenia przykazań. Bóg ostrzega – będą konsekwencje. Ale do swojego odstępczego narodu kieruje też przykładowo takie słowa:

Albowiem Ja, Pan, twój Bóg, ująłem cię za prawicę mówiąc ci: Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą. Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam – wyrocznia Pana – odkupicielem twoim – Święty Izraela. (Iz 41:13-14)

 

Mówił Syjon: Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. (Iz 49:14-15)

Kary za nieposłuszeństwo nie tylko nie mają nic wspólnego z życiem wiecznym, ale nie mają też nic wspólnego z miłością i uczuciami, jakie Bóg żywi do człowieka! Bóg tak naprawdę nie stosuje kar w naszym rozumieniu tego słowa, nie daje nikomu syfilisu ani nie powoduje, że człowiek się potyka na równej drodze. Kiedy jest mowa o karze, ktoś po prostu zbiera żniwo swojego postępowania.

Izrael mógł zostać doszczętnie rozbity przez sąsiednie narody, przestałby istnieć i wkrótce nikt by o nim nie pamiętał. Bóg jednak obiecał swoją ponadnaturalną pomoc, przy czym zastrzegł, że istnieją warunki jej otrzymania. Tak długo jak Izrael się do tych warunków stosował, inne narody, choćby stokroć potężniejsze, nie mogły mu zaszkodzić. Boża kara polegała na tym, że Izrael musiał wziąć sprawy we własne ręce. Koniec cudów.

Nie znajdziemy ani jednego przykładu w Biblii, gdzie Bóg jest autorem czyjejś śmierci, choroby lub innego nieszczęścia.

angry-god

Faktem jest, że większość ludzi interpretuje niektóre wydarzenia ze Starego Testamentu jako bezpośrednie kary Boże. Tak też interpretowali je początkowo apostołowie, i mniemali, że Bóg ma właśnie taki sposób postępowania: bądź grzeczny albo… pogadamy. Popatrzmy tutaj:

A gdy to widzieli uczniowie Jakub i Jan, rzekli: Panie, czy chcesz, abyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba, który by ich pochłonął, jak to i Eliasz uczynił? A On, obróciwszy się, zgromił ich i rzekł: Nie wiecie, jakiego ducha jesteście. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować. I poszli do innej wioski. (Łk 9:54-56, BW)

(Wiem, wiem, powyższy fragment wygląda nieco inaczej w Biblii Tysiąclecia… jak również w najstarszych rękopisach… jednak i tak postanowiłem go tu umieścić jako że właśnie w tej formie stanowi wspaniałe podsumowanie stosunku, jaki Jezus miał do ludzi).

Pamiętajmy, Jezus przyszedł by objawić Ojca – Jego zamierzenia, Jego charakter i Jego stosunek do ludzi (J 1:18. 10:30. 14:10). Wiem doskonale, że początkowo może to się wydawać szokująco sprzeczne z tym, co słychać w kościołach, ale gdyby Bóg miał interes w karaniu ludzi za grzechy, to samo byśmy zobaczyli u Jezusa!

Tymczasem co czynił Jezus? Uzdrawiał? Tak. Wybaczał grzechy? Tak. Miał „najgorszych” grzeszników za przyjaciół? Tak.

Jedynymi ludźmi, dla których Jezus nie był, powiedzmy, zbyt miły, to ludzie którzy usiłowali Mu przeszkodzić, zarzucali kłamstwo i odciągali innych od Niego. Na ogół myślimy o faryzeuszach, ale zwróćmy uwagę, w kwestiach moralności apostołowie byli daleko w tyle za faryzeuszami. Faryzeusze to nie byli źli ludzie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Starali się ze wszystkich sił przestrzegać Prawa, jednak większość z nich tak skupiła się na przepisach, że zapomniała o miłości. I ich jednak Jezus nie „obdarzał” trądem ani nie straszył smażeniem w piekle. Przestrzegał ich często przed nadchodzącą zagładą Jerozolimy, ale to nie Bóg był jej autorem, a rzymska armia.

* * *

Kiedy zacząłem czytać Biblię jak gdyby „od nowa”, bez komentarza współczesnych teologów, okazało się nagle, że… nie istnieje nic, co ogranicza Boże przebaczenie! To tylko ludziom niesamowicie trudno w nie uwierzyć! I owszem, według ludzkich standardów Bóg nie jest sprawiedliwy – i jeśli Biblia powiada, że jest, to tylko dlatego, że Boże standardy sprawiedliwości są odmienne od naszych. Pojęcie prawiedliwości przeciętnego człowieka polega na tym, że to jego postępowanie powinno się usprawiedliwić, a postępowanie wszystkich „gorszych od niego” – nie. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, aby Bóg nam wszystko wybaczył – ale tylko nam, a nie im! Nie gwałcicielom, krwawym dyktatorom, mordercom, ateistom!

Poza tym, gdyby nagle ludzkość uwierzyła, że Boże przebaczenie jest bezgraniczne, niemal wszystki Kościoły by zbankrutowały. Większość ludzi chodzących w niedzielę na nabożeństwo czyni tak tylko dlatego,że boi się kary Bożej, dlatego księża i pastorowie, których dochody na ogół zależą od frekwencji, zrobią wszystko, by ukryć przed maluczkimi miłosierdzie Boże.

Jezus skierował do takich ludzi proste przesłanie – mamy za mało danych, by osądzać. Bóg zna serca ludzi, On wie, co jest naszym wyborem, co jest narzucone przez środowisko, geny, przymus zewnętrzny. Ci, których my widzielibyśmy na dnie piekła, okazać mogliby się przed Bogiem bardziej sprawiedliwi niż my, którzy chodzimy do kościoła co niedziela, modlimy się rano i wieczorem i 20% dochodu przeznaczamy na biednych.
W porównaniu jednak do doskonałej świętości, wszyscy jesteśmy od Boga nieskończenie daleko, i dlatego jedynym sensownym wytłumaczeniem jest że także, bez różnicy, wszyscy dostępujemy Jego przebaczenia!

* * *

Sporo lat temu pojechałem na kolonie jako wychowawca; planowałem przed ten czas przeczytać wszystkie Listy Nowego Testamentu. Do tej pory nieźle już nieźle Biblię poznałem, ale czytałem na ogół fragmenty na jakiś temat, nie czytałem ksiąg od początku do końca.

Atmosfera była wspaniała, zabawy z dziećmi dawały dużo radości, a w czasie wolnym prowadziliśmy w gronie kadry fascynujące, długie  dyskusje, także… starczyło mi czasu tylko na przeczytaniu kilku kartek. Pierwszego Listu w Biblii, Listu do Rzymian.

Wystarczyło. Moje życie się zmieniło z powodu jednego wyrazu.

Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie.  (Rz 3:22b-24)

Darmo? Jak to – darmo? Niemożliwe. A uczynki? Sakramenty? Modlitwy? Wiara?

Pamiętam, jak opowiadałem innym wychowawcom o tym, co przeczytałem. Nie zważałem na to, czy ktoś mnie rozumie, czy nie. Byłem szczęśliwy.

Około 20 lat zajęło mi jeszcze zrozumienie tego, że to „darmo” naprawdę oznacza „darmo”. Przez te lata usiłowałem pojęcie to pogodzić z teologią różnej maści, katolickiej, protestanckiej, liberalnej, ewangelicznej… bez powodzenia.

Słuchaj. Bóg chce, byś wybaczał wszystkim bez ograniczeń. Bo to daje wolność, daje pokój.

Bo Bóg sam tak robi.

gift
ostatnia edycja: 11 listopada 2016