Czy Bóg mnie kocha?

Co to znaczy dla ciebie być szczęśliwym?

Być może w odpowiedzi myślisz o zdrowiu i dostatku, wielu pomyśli o byciu kochanym. Nie wydaje się jednak zbyt powszechne by ktoś zaznawał takiego życia.Zwłaszcza bycie kochanym może się kiedyś okazać kosmicznie bardziej trudne od zdrowia i pieniędzy.

Pomyśl chwilkę – czy jest w twoim życiu w tej chwili ktoś, kogo kochasz?

A czy jest ktoś, kto ciebie kocha?

Czy – jeżeli odpowiesz na jedno lub oba te pytania twierdząco – jest to dla ciebie nieustającym źródłem radości?

Może za daleko idę? Spytam prościej – ile razy codziennie dziękujesz Bogu – lub dzielisz się z innymi – lub choćby głośno westchniesz – jaką to radość sprawia ci fakt kochania lub bycia kochanym?

Jeżeli więcej niż raz, jesteś człowiekiem szczęśliwym. Jesteś też w zdecydowanej mniejszości.

Większość z nas przyzwyczaja się do obecności w naszym życiu ludzi, których kochamy i którzy nas kochają. A prawie każdy w naszym społeczeństwie ma dzieci, rodziców, rodzeństwo, małżonków lub przyjaciół, z którymi relację może nazwać miłością.

Niestety, jakże często miłości tej… zupełnie nie widać.

Przyjrzyjmy się relacjom rodziców z dziećmi. Najczęściej początkowa sielanka (niemowlęta są takie słodkie, niewinne i kochane) zaczyna się burzyć już okresie wczesnoszkolnym – większość rodziców nie potrafi łatwo zaakceptować faktu, iż nagle przestają być dla dziecka wszechwiedzącymi i doskonałymi, i że opinie rówieśników ich pociech czasami mogą przeważyć nad ich opiniami. Z czasem robi się najczęściej jeszcze gorzej. Znam ludzi,  którzy ze swoimi nastoletnimi dziećmi nie zamieniają ani słowa przez tydzień, choć mieszkają w jednym domu.

Sfrustrowani rodzice reagują na różne sposoby, i niestety, niektóre z nich są karygodne i powodują nieodwracalne zmiany w psychice dzieci. Nierzadko słyszymy o dzieciach odbieranych tymczasowo lub na stałe swoim rodzicom, gdyż rodzice ci dopuszczali się względem nich strasznych nadużyć. Niektórzy z nich starają później się naprawić błędy i odzyskać dzieci. Później słyszymy, gdy tłumaczą swoje zachowania najróżniejszymi przyczynami, i od czasu do czasu używają wyrażenia, przy którym burzy mi się krew:

„Zawsze jednak kochałem swoje dziecko”.

Istnieje jeszcze głupsza wersja:

„Każdy rodzic kocha swoje dziecko”.

Jeżeli KAŻDY rodzic kocha swoje dziecko, czy również taki, które je katuje, lub który codziennie powtarza mu w twarz, jak go nienawidzi, a może również taki, który za pieniądze wypożycza je zboczeńcowi na noc?

Tutaj większość się zgodzi – no tak, tacy rodzice nie kochają swoich dzieci.

A co powiemy na rodzica, który się dobrze opiekuje dzieckiem tylko, gdy jest malutkie, a później traci nim zainteresowanie? Albo co na takiego, która mówi mu dobre słowo raz w miesiącu, w pozostałe dni krzycząc na nie lub je ignorując? Czy to jest miłość?

No właśnie – jaka jest definicja miłości? Powtarzając bezmyślnie hasła typu „każdy rodzic kocha swoje dziecko” wyjaławia się z pojęcia miłości jakiekolwiek znaczenie. Problemem jest również to, że nasz język w kwestii miłości jest najzwyczajniej w świecie ubogi. To samo słowo określa uczucia/relacje między dziećmi a rodzicami, małżonkami, ludźmi a ich przyjaciółmi; generalnie – relacje z ludźmi z wszelakimi innymi ludźmi, zwierzętami, ojczyzną lub potrawami. Otrzymujemy pojęcie, które znaczy wszystko… i nic.

Starożytna odmiana języka greckiego, koine, w którym spisany był oryginalnie Nowy Testament, ma już więcej słów tłumaczonych jako „miłość” lub „kochać”. Najpopularniejsze cztery to filia (miłość – przyjaźń, lubienie kogoś), eros (miłość erotyczna), storge (miłość między członkami rodziny) i agape.

No właśnie,

agape.

Agape oznacza miłość bezinteresowną. Nie musi – jak filia lub eros – mieć nic wspólnego z emocjami. Nie jest też, jak storge, uwarunkowana więzami rodzinnymi.

I właśnie agape w Biblii pojawia się najczęściej. Jest to typ miłości, którą ludzie powinni żywić w stosunku do siebie, w tym – przede wszystkim – także do samego siebie (Kochaj bliźniego…. jak siebie samego), oraz – co jest tak naprawdę najważniejsze, bo jest przeczyną i motorem wszystkiego – to miłość, którą Bóg żywi w stosunku do nas. To czynienie dobra stronie, którą się kocha.

Do emocji zmusić się nie potrafimy. Więzów krwi decyzją swojej woli nie zmienimy. Wpływ mamy tylko i wyłącznie na miłość agape. Miłość agape to nic innego jak decyzja, a raczej – skutki tej decyzji. Człowiek postanawia, że będzie czynił drugiej stronie dobro. I to robi.

Przykład takiej miłości pokazał ludziom Jezus Chrystus. Postanowił przyjść na świat jako człowiek, wieść ciężkie życie z mnóstem elementów tragicznych, których apogeum była Jego śmierć na krzyżu.

jezus-krzyż

Jezus sam mówi o swojej miłości w taki sposób:

Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.  (J 15:13)

 

A apostoł Paweł nie pozostawia wątpliwości, czego śmierć ta była obrazem:

 Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.  (Rz 5:7)

I jeśli mielibyśmy wątpliwości, jaką wagę ma miłość, zacytuję Jana:

Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. (1J 4:8)

Bóg w osobie Chrystusa pokazał nam, jak praktycznie może stworzony na Boży obraz przecież (Rdz 1:27) idealny człowiek wyglądać. Jeśli mamy kiedykolwiek wątpliwości, czym jest prawdziwa miłość, powinniśmy uczyć się od jej Twórcy, od Boga.

A jeżeli przykładowo mąż nie do końca jest pewien, jak powinien w doskonały sposób kochać żonę, powinien zaoferować jej bezgraniczną pomoc we wszystkim, czego potrzebuje, przedkładając jej potrzeby ponad swoje. Taka postawa oczywiście powinna zaowocować odpowiedzią żony w postaci identycznej postawy względem jej męża. Gdyby zaś żona nie zechciała odpowiedzieć w poprawny sposób, wtedy tak naprawdę męża nie dotyczą już żadne zobowiązania. Powinien ją ukarać, na przykład przywiązując do łóżka i przypalając jej ciało rozpalonym żelazem do końca życia.

Czekajcie, co?

Nie, to byłaby zbyt delikatna kara. Bóg nie przypala rozpalonym żelazem, Bóg wrzuca do ognia; i nie do końca życia, a na wieczność.

hell02

No ale my nie jesteśmy wieczni, więc zrobimy, co umiemy; przecież mamy być naśladowcami Boga. Może kilka lat tortur?

 Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował (1J 2:6)

 Tak właśnie wygląda miłość Boża w ujęciu współczesnej religii (gdy używam pojęcia „religia” na ogół mam na myśli większość współczesnych systemów teologicznych, nie odnoszę się tutaj do konkretnych ludzi ani Kościołów, nie mam też na myśli duchowości).

Religia mówi nam, że Bóg jest miłością, i że powinniśmy postępować tak, jak Bóg postępuje, nie widząc problemu w tym, że miłość Boża w ujęciu religii jest dla nas dobra tylko wtedy, gdy zrobimy coś/wyznamy coś/uwierzymy w coś (tysiące różnych denominacji spierają się, co dokładnie to jest), natomiast jeśli nie uda nam się tego czegoś wypełnić, wtedy czeka nas wieczność w mękach piekielnych. A czy męki te są wyrazem miłości? No przecież muszą być, bo miłość Boża nigdy nie ustaje…

Nie wnikając jeszcze, gdzie leży prawda, tylko jedno z tych zdań może być prawdziwe::

  1. Miłość dopuszcza wieczne znęcanie się nad kimś; karanie bez końca.
  2. Miłość niczego takiego nie dopuszcza.

Jeżeli pierwszy punkt jest prawdziwy, wtedy i my mamy prawo do tortur – wszak Bóg nas swojej miłości uczy. Co prawda Jezus nigdy nikogo nie torturował na ziemi, ale o sobie i Bogu mówił „ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10:30), więc jednocześnie można powiedzieć „Bóg wrzuca do piekła” jak i „Jezus wrzuca do piekła”.

Mógłbym jeszcze tak długo rozważać obie opcje ale… po co… Naprawdę nie widzisz problemu w tym, że Boża miłość może oznaczać dla niektórych ludzi (według wielu wyznań chrześcijańskich – dla większości) wieczne męki? Ja widzę. Jest to problem moim zdaniem bardzo oczywisty, o ile tylko zaczniemy myśleć samodzielnie. Bóg po do dał nam mózgi, by je używać, między innymi poprzez logiczne myślenie i wnioskowanie.

Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo i relacje między członkami rodziny obrazują w pewnym stopniu relacje między Bogiem i człowiekiem. W żadnym zdrowym społeczeństwie nigdy nie było przyzwolenia na przemoc i tortury w rodzinie; nawet jeśli sporo społeczeństw w przeszłości akceptowało kary cielesne, miały one być krótkotrwałe i ich jedynym celem było poprawienie zachowania.

Jeżeli ludzie, których umiejętność kochania jest jakże ograniczona w porównianiu do Bożej, wiedzą, że tortury są złe, jakże Bóg mógłby inaczej uważać?

Chciałem pisać tylko o miłości Bożej do człowieka, ale uświadomiłem sobie, że bez rozprawienia się z tematem ognia piekielnego, jakiekolwiek pisanie o niej nie trafi do niemal nikogo, zwłaszcza w Polsce. Polska bowiem, jak mało który inny kraj, ma niemal w tradycji narodowej wpisany lęk przed piekłem. Jak ludzie mogą uwierzyć w Boga, który kocha ludzi, i jednocześnie za byle co może ich torturować w nieskończoność? To nie ma sensu! Tak samo, jak nie ma sensu mówienie, że rodzic krzywdzący celowo dziecko lub drastycznie je zaniedbujący kocha je!

Nie! Taki rodzic nie kocha dziecka, kropka! A Bóg traktujący ludzi tak, jak uczy nas religijna tradycja, również nie kochałby ludzi!

Na całe szczęście jednak, choć niestety ludzi nie kochających swoich dzieci jest mnóstwo, Bóg ludzi kocha naprawdę. Najlepiej wyjaśnił i opowiedział o tym Jezus. Zalecał swoim uczniom nieskończone wzajemne wybaczanie win, płacenie dobrem za zło – nie tylko wybranym ludziom, ale wszystkim.

Niektórzy uważają, że Bóg „tak naprawdę” kocha tylko swoich wybranych/wierzących/grzecznych.

 

goog behaving

Co na to Jezus?

A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.  (Mt 5:44-47)

Jeżeli Jezus wzywa nas do miłości wszystkich – w tym i nieprzyjaciół – abyśmy byli doskonali, jak doskonały jest nasz Ojciec, to znaczy, że i On kocha wszystkich! Nie tylko chrześcijan! Nie tylko wierzących!

I, co może wydac się tobie zbyt trudne do uwierzenia – także ciebie!

Jeżeli Boża miłość do nas miałaby być uwarunkowana naszym zachowaniem – oznaczałoby to, że człowiek potrafi posiadać doskonalszą miłość, niż Bóg.

Nie wierzę, że – jak uczy nas religia – piekło nie zaprzecza Bożej miłości. Apostoł Paweł napisał krótko:

Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. (Rz 13:10a)

Gdzie widzisz w piekle dobro? Stwierdzenia z rodzaju „Grzech przeciwko nieskończonemu Stwórcy wymaga nieskończonej kary” albo „istnienie nieba nie miałoby sensu bez istnienia piekła”, brzmią może dla niektórych mądrze, ale powstały wyłącznie w umysłach religijnych ludzi, gdyż Biblia nic takiego nie mówi.

I Biblia również nie mówi ani słowa o piekle. Gdyby mówiła, ten blog by w ogóle nie istniał. Więcej o „biblijnym piekle” znajdziesz tu i tu.

Hulaj duszo, piekła nie ma? Chcesz, to hulaj. Większość ludzi i tak hula, czy otwarcie, czy skrycie. Bardzo często namocniej hulają ci, którzy najgłośniej z ambon krzyczą o potwornościach mąk piekielnych. Pomyśl, dlaczego.

Najważniejszym wnioskiem tych wszystkich rozważań są następujące trzy słowa:

Bóg mnie kocha!!!!!!!!!!

Wszystko teraz nabiera sensu! Pomyśl, jak bardzo mocno można kochać swoje dziecko, swoją żonę czy męża, pomnóż to razy nieskończoność i tak oto kocha nas Bóg! Tak samo jak ty nigdy nie skrzywdzisz swojego dziecka, cokolwiek by ci zrobiło, tak samo i ciebie nigdy nie skrzywdzi Bóg, niezależnie od tego, czy jesteś osobą wierzącą, czy nie, czy grzeszysz strasznie, czy tylko troszeczkę! A gdy poczytasz w Biblii o najbardziej hołubionych postaciach biblijnych zobaczysz, że nikt z nich za grzecznego uchodzić według żadnych norm by nie mógł!

suffering-jesus

Bóg mnie kocha, i aby w to wierzyć, nie muszę przeczyć własnej logice i udawać, że wszystko ma sens, choć go w ogóle go nie widzę. A takiego udawania wymaga wiara w Boga pełnego miłości smażącego ludzi w piekle. Oczywiście, pełnego zrozumienia Boga i wszechświata i wszystkich prawideł nim rządzących mieć nie będziemy nigdy, ale jeżeli Bóg zachęca nas do miłości dając za przykład swoją własną miłość, to znaczy, że tyle akurat zrozumieć możemy. Zamiast przeczenia logice musimy jedynie zaprzeczyć tradycji religijnej. Jakkolwiek trudne się to wydaje, i jakkolwiek przytłaczająca jest większość myśląca tradycyjnie, warto się wysilić i myśleć samodzielnie, bo w perspektywie otrzymamy pokój duszy, o którym reszta może tylko marzyć.

A przecież tylko zdechłe ryby płyną z prądem.

* * *

Na początku artykułu zadałem pytanie, co dla ciebie znaczy być szczęśliwym.

Jeżeli usiłujesz zbudować swoje szczęście na kochaniu innych ludzi, to będziesz szczęśliwy tylko od czasu do czasu, gdyż nie potrafisz kochać nieustannie, doskonale.

Jeżeli usiłujesz zbudować swoje szczęście na byciu kochanym, to masz jeszcze trudniej, gdyż w tym wypadku już w ogóle nie masz na to wpływu.

Nieustanne szczęście natomiast może być spowodowane świadomością faktu, iż kocha cię Bóg – miłością doskonałą i nieustającą – która nie tylko nie ustaje wtedy, kiedy robisz coś (albo i wszystko) źle, ale nie ustanie również wtedy, kiedy umrzesz. Poznanie tej miłości ma moc przemieniania życia – a jej ogrom będzie przelewał się przez ciebie na innych ludzi!

A kiedy umrzesz? Wtedy poznasz tę miłość o wiele lepiej, bo zobaczysz Boga twarzą w twarz. I miłość ta w jednej chwili napełni cię taką radością, że wystarczy jej na wieczność.

Dosłownie.

light-tunnel

Ostanio edytowany: 23 grudnia 2019.

3 myśli nt. „Czy Bóg mnie kocha?

  1. Swietny artykul! Musze przyznac ze ujales temat milosci i piekla w bardzo dostepny sposob, nawet ja wszystko zrozumialam;-) Zgadzam sie z Toba, milosc zwycieza, tortury piekielne nie moga istniec w MILOSCI, bo co to by byla za milosc, uwarunkowana byciem grzecznym lub nie grzecznym…hmmm. Czekam na nastepny artykul:-)

  2. prosze Boga od wielu lat by powiekszyl mi penisa. Czyvto grzech?skoro stworzyl go tak malym. Czy warto tak sie modlic czy kiedys mnie wyslucha i uczyni cud i go powiekszy i pogrubi. prosze o modlitwe.

    • Nie słyszałem nigdy, aby komuś odrosła amputowana noga, ale słyszałem nie raz, że niemal natychmiastowo zniknął zaawansowany nowotwór. Której sytuacji Twój przypadek jest bliższy? Tego powiedzieć na pewno nie mogę, mogę jednak na 100% powiedzieć iż modlenie się o cokolwiek to nie grzech.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *